Wprawdzie w wyniku zaborów Polska zniknęła z mapy Europy, to jednak idea rodzimego monarchizmu okazała się odporna na rzeczywistość. Kontynuujemy nasze rozważania o tym, dlaczego nad Wisłą tak bardzo kochamy królów.
Wydawać by się mogło, że wraz z likwidacją państwa w wyniku rozbiorów i kompromitacją monarchii, kolaborującej w ostatnich latach swojego istnienia z targowicą i caratem, upadnie też „myślenie monarchistyczne" obywateli dawnej Rzeczypospolitej. Jednak po okresie pewnego zauroczenia republikanizmem rewolucyjnej Francji i związanych z nią nadziei na „powrót nad Wisłę i Wartę", wyrażanych przez niektórych polskich patriotów (Franciszek Gorzkowski, Jan Henryk Dąbrowski czy Tadeusz Kościuszko), nic takiego wówczas nie nastąpiło. Wszelkie teoretyczne usiłowania rozwiązania „sprawy polskiej" w latach bezpośrednio następujących po trzecim rozbiorze były zatem oparte na przekonaniu do tego projektu monarchii rozbiorowych: Rosji, Austrii, a nawet (o zgrozo!) Prus. Projekty te – niezależnie jak bardzo iluzoryczne – stanowiły jeszcze po części pokłosie działań dawnego obozu reform (oraz personalnie króla Stanisława Augusta) w ostatnim okresie przed likwidacją państwa polskiego, rozpaczliwie poszukujących możliwości ratunku. I chociażby z tej przyczyny skazane były na porażkę.
Monarchia podległa
Ostatecznie jednak o sytuacji na ziemiach polskich zadecydowała i tak Francja, chociaż już nie tyle republikańska, co imperialna. Utworzona w 1807 r. nad Wisłą namiastka państwa polskiego w postaci Księstwa Warszawskiego zachowała ustrój monarchiczny, co więcej, cesarz Napoleon – choć po pewnych wahaniach – przydzielił nowemu państwu księcia w osobie dawnego „trzeciomajowego" sukcesora polskiej korony, a mianowicie świeżo upieczonego króla saskiego Fryderyka Augusta I Wettyna. Nie należy jednak zapominać, że osoba polskiego władcy – traktowanego jako tymczasowy – miała dla planów cesarza Francuzów znaczenie i tak drugorzędne, gdyż ostateczną decyzję co do przyszłości polskiego państwa rezerwował sobie na później. Oczywiście, w takiej konfiguracji preferencje jego polskich zwolenników były już sprawą poboczną.
Klęska Napoleona i upadek Cesarstwa Francuzów w wojnie z koalicją stworzyły nową sytuację, w której jedną z kart przetargowych była polska korona. Ostatecznie na kongresie wiedeńskim w 1815 r. utworzono z większości ziem dawnego Księstwa Warszawskiego (bez Wielkopolski) nowy byt polityczny – Królestwo Polskie (tzw. Kongresowe) z cesarzem rosyjskim w roli dziedzicznego polskiego monarchy. Było to jednak coś więcej niż tylko zwykła unia personalna dwóch równoprawnych państw – pomimo pozorów niezależności (Konstytucja, armia, waluta i administracja), Królestwo jawiło się z czasem w tym układzie jako człon podrzędny, podporządkowany polityce i interesom Imperium Rosyjskiego. Chociaż car-król Aleksander I nie zdecydował się na swoją nadwiślańską koronację (jednym z powodów było zniszczenie parę lat wcześniej zrabowanych w 1794 r. regaliów przez Prusaków), nie zmieniało to jednak faktu, że wdzięczni za zachowanie pozorów niezależnego bytu pod własną nazwą Polacy uważali go za swojego pełnoprawnego monarchę. Mało kto dzisiaj pamięta, że religijno-patriotyczny hymn Boże, coś Polskę został ułożony na cześć tego władcy, a powtarzany po każdej zwrotce refren kończył się słowami: ...naszego króla zachowaj nam, Panie.
Pełny artykuł Artura Foryta możecie przeczytać w pierwszym numerze „Historii bez Tajemnic".
Ilustracja: Konstytucja Księstwa Warszawskiego zachowywała ustrój monarchiczny, a koronę książęcą oddawała w ręce dynastii Wettinów, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie.
powrót