Fryderyk I Barbarossa (1122-90) był księciem Szwabii (jako Fryderyk III), w 1152 został wybrany na króla niemieckiego, a 18 czerwca 1155 został koronowany na Świętego Cesarza Rzymskiego. Zasłynął kolorową osobowością, potęgą do której doprowadził państwo, a przede wszystkim udziałem z Trzeciej Krucjacie. Pewnie przy wielu innych okazjach będziemy przypominać znane epizody życia cesarza. Dziś skupimy się na jego śmierci, w nurcie Salef (dziś zwanej Göksu), rzece w południowej Turcji.
Źródła nie są jednoznaczne, co do przebiegu ostatnich chwil życia Fryderyka. Wedle większości i ustnej tradycji, utonął podczas kąpieli, ale niektóre sugerują, że spadł z konia podczas przeprawy przez rzekę. Tak czy inaczej, zakończył żywot w wodzie... najprawdopodobniej. Wedle legend, powstałych zapewne setki lat później, Barbarossa nie zginął w rzece, a udał się do pustelni w górach Turyngii lub Bawarii. Ma tam czekać, aż jego broda trzy razy obwinie się wokół stołu, aby potem wstać, zbudzić swoich sześciu przybocznych rycerzy i ruszyć znów w bój. Znów, tutaj przekazy się różnią: wedle tych bardziej uniwersalistycznych: aby odzyskać dla chrześcijaństwa Ziemię Świętą, wedle popularnych w jego ojczyźnie: przywrócić Niemcom należne miejsce, jako światowej potęgi. Wydaje się, że w obu wersach Barbarossa i jego kompani są bardziej wojowniczy niż nasi rodzimy śpiący rycerze spod Giewontu...
Jeśli jednak odrzucić ludowe podania, morał z historii cesarza (sic!) płynie prosty: należy uważać na wodę, zwłaszcza podczas zdradzieckich, letnich upałów. Żywioł może pogrążyć zarówno biedaka, jak i cesarza.