Biżuteria to jego największa pasja. Wymyśla ozdoby, które natychmiast stają się prawdziwymi hitami i przedmiotami pożądania. Alfred Philippe, jeden z twórców gigantycznego jubilerskiego imperium, sprawił, że o sztucznych klejnotach marzyły nie tylko gwiazdy, ale i zwykli śmiertelnicy. Jak tego dokonał?
Mówi się, że dobry gust wyssał z mlekiem matki. Nie odniósłby oszałamiającego sukcesu, gdyby nie niezwykła wyobraźnia, znajomość wzorów, motywów i faktur. Potrafi przewidzieć, który przedmiot się sprzeda, a który nie.
Alfred Philippe już w dzieciństwie wie, że zajmie się biżuterią. Kolorowe magazyny kocha w takim samym stopniu, co katalogi z kosztownymi klejnotami. W niektórych wyrobach zakochuje się od razu, w innych wręcz przeciwnie. Doskonały zmysł obserwacji to nie jedyna zaleta, jaka przyda mu się w przyszłości.
Urodzony w pierwszej połowie XX wieku chłopiec wspaniale rysuje, dzięki czemu dostaje się do słynnej École Boulle. Paryska kuźnia talentów może pochwalić się wspaniałymi wynikami, jednak aby się do niej dostać, trzeba być osobą utalentowaną i pracowitą. Philippe ma szczęście: osiąga znakomite wyniki w nauce i robi to, co kocha. Zajęcia z rysunku pochłaniają chłopaka do tego stopnia, że zatraca się w swoim świecie. Starannie wykonuje każdą, nawet najnudniejszą, pracę. Wie, że tylko dzięki temu osiągnie sukces. Nic innego go nie interesuje.
Pod okiem króla diamentów
Setki walających się na biurku szkiców, wiele nieprzespanych nocy i godziny spędzone w izolacji – tylko w takich warunkach Philippe może się skupić. Zdarza mu się pracować w terenie, bywa, że podgląda pszczoły, uczy się rozpoznawać gatunki kwiatów. W wolnych chwilach łączy ze sobą kamienie, nanosi na szkice poprawki. Jest perfekcjonistą, jedna źle postawiona kreska dyskwalifikuje kilkumiesięczną pracę. Może dlatego świetnie dogaduje się z Pierrem Cartierem? Francuski mistrz złotnictwa słynie z drobiazgowości, świadczy usługi w całej Francji najbardziej wymagającej klienteli. Bywa, że nabywcy przyjeżdżają do niego z własnymi kamieniami. Zanim je obejrzy, Philippe długo dyskutuje z Cartierem. Rozmawiają o próbach złota, szlifach i rodzajach opraw. Młody projektant sporo się uczy pod okiem mistrza. Kiedy pyta o sztuczne minerały, Pierre się krzywi. Nie wydaje się zachwycony kamieniami ze sztucznych tworzyw, dla niego wartość mają wyłącznie naturalne minerały. Coraz precyzyjniejsze wzory czynią z Alfreda gwiazdę jedyną w swoim rodzaju. Kiedy w końcu rezygnuje z pracy u boku Cartiera, „król diamentów" jest wściekły. Szybko musi poszukać kogoś na zastępstwo Philippe'a, o którego teraz biją się inni jubilerzy. Przyszła gwiazda trafia na Place Vendôme.
Pełny artykuł Małgorzaty Giermaz możecie przeczytać w szóstym numerze „Historii bez Tajemnic".
Ilustracja: Świecące błyskotki stworzone przez Alfreda Philippe'a i Gustava Trifariego nosiła między innymi gwiazda Hollywood Judy Garland, źródło: Metro-Goldwyn-Mayer (domena publiczna).
powrót