Czterdzieści pięć lat temu powstał Komitet Obrony Robotników. Pierwsza skuteczna opozycja z czasów PRL była jednocześnie miejscem, gdzie o wspólną sprawę walczyli tacy ludzie jak Jacek Kuroń, Adam Michnik i Antoni Macierewicz.
W połowie lipca, w budynku sądów na warszawskiej Woli, przy ówczesnej ul. Świerczewskiego (dziś al. Solidarności) roiło się od milicji. Jan Józef Lipski wspominał, że odgradzali ścisłym kordonem wejście do sali rozpraw, co nieznośnie irytowało zagranicznych dziennikarzy, bo nie sposób było nawet dopchać się do wokandy – a szeleszczące nazwiska polskich robotników były dla nich nie do zapamiętania.
Oprócz milicji i dziennikarzy, na korytarzu kłębiło się mnóstwo agentów bezpieki, którzy nawet nie starali się ukrywać i otwarcie fotografowali znanych sobie opozycjonistów, przy okazji podsłuchując ich rozmowy. Najbardziej jednak rzucały się w oczy kobiety. W większości młode, ale o zmęczonych twarzach i spracowanych dłoniach – ubrane ubogo, nawet jak na warunki PR L-u, roku 1976.
W większości były to żony robotników z fabryki traktorów w podwarszawskim Ursusie, których proces właśnie się rozpoczynał. Wszystkie były bardzo zdenerwowane. „Były pełne jak najgorszych przeczuć, słychać było płacz, rozpaczania" – pisał Lipski. Nie spodziewały się, co prawda, wysokich wyroków, ale nie to było najważniejsze. Rzecz w tym, że niezależnie od zasądzonej kary, ich mężowie z pewnością stracą pracę, co w państwie, w którym formalnie nie istniał status osoby bezrobotnej, oznaczało również brak jakichkolwiek świadczeń. Inaczej mówiąc, bieda, w której żyły do tej pory, miała właśnie przekształcić się w skrajne ubóstwo.
I właśnie w takim momencie, od tłumu obserwatorów oderwały się dwie dziewczyny, Ewa Bugańska i Małgorzata Łukasiewicz. Podeszły do pierwszej z brzegu, przedstawiły się, a następnie zaproponowały kompletnie zaskoczonym robotnicom bezpłatną pomoc prawną, bezzwrotną zapomogę finansową, a nawet – w razie potrzeby – opiekę do dzieci. Chwilę później mecenas Jan Olszewski wyposażony był już w kilka pełnomocnictw, Lipski przekazał pierwsze kwoty najbardziej potrzebującym, a Piotr Naimski zorganizował harcerzy doświadczonych w pracy z dziećmi. I w ten sposób zaczął działać Komitet Obrony Robotników, choć ani jeszcze tak się nie nazywał, ani nie był formalnie żadnym komitetem.
/Pełny artykuł Wojciecha Lady ukaże się we wrześniowym numerze Historii Bez Tajemnic/