Jeszcze kilkadziesiąt lat temu tatuaże kojarzyły się dużej części społeczeństwa głównie z marynarzami i więźniami. Tymczasem okazuje się, że co najmniej od połowy XIX wieku swoje ciała zdobili tatuażami przedstawiciele rodów królewskich i książęcych.
Już w 1862 r. książę Walii Albert Edward, syn brytyjskiej królowej Wiktorii i późniejszy król Edward VII, w czasie podróży do Ziemi Świętej wytatuował sobie na ramieniu krzyż jerozolimski, symbolizujący pięć ran ukrzyżowanego Chrystusa. W 1881 r. jego synowie, książę Clarence i Avondale Albert Wiktor oraz książę Yorku Jerzy Fryderyk (późniejszy król Jerzy V), zrobili sobie z kolei tatuaże z wizerunkiem smoka w czasie pobytu w Japonii. Legenda głosiła, że wykonał je sam mistrz tatuażu z Yokohamy Hori Chiyo, lecz została ona obalona przez współczesnych badaczy. W 1888 r. kotwicę wytatuowała sobie podobno cesarzowa Elżbieta Bawarska zwana „Sissi", a w 1892 r. tatuaż przedstawiający smoka zrobił sobie w czasie pobytu w Japonii arcyksiążę Franciszek Ferdynand Habsburg.
W październiku 1890 r. cesarz Rosji Aleksander III wysłał swojego najstarszego syna Mikołaja Aleksandrowicza, późniejszego cesarza Mikołaja II, w podróż zagraniczną przez Egipt, Indie, Cejlon, Syjam, Singapur i Japonię, aby zapoznał się z kulturą obcych państw i spotkał się z tamtejszymi dygnitarzami. Podróż nie zakończyła się dla wielkiego księcia szczęśliwie, ponieważ w czasie pobytu w Japonii w maju 1891 r. został zaatakowany mieczem samurajskim przez policjanta i ranny w głowę. Pamiątką z wizyty w kraju kwitnącej wiśni była jednak nie tylko blizna na głowie, ale też całkiem sporych rozmiarów tatuaż przedstawiający smoka na prawym przedramieniu, którego przygotowanie zajęło tatuażyście aż siedem godzin.
Prawdziwym rekordzistą, jeśli chodzi o tatuaże wśród monarchów był jednak król Danii Fryderyk IX zwany zresztą „Królem Marynarzem", ponieważ służył w marynarce wojennej – w 1945 r., dwa lata przed objęciem tronu, został nawet mianowany kontradmirałem. Pierwszy tatuaż – 35-centymetrowego smoka na lewym ramieniu – zrobił sobie w 1930 r. w wieku 31 lat w czasie podróży do Azji. W kolejnych latach wzbogacił zaś swoje ciało o kolejne – mniejszego smoka na prawym przedramieniu, królewski monogram z motywem kotwicy i koroną oraz wróbla na lewym przedramieniu, a także dwa kolejne ptaki na prawym ramieniu oraz smoka i lisa po wewnętrznej stronie ramion.
Ostatni tatuaż Fryderyka IX – kolejnego smoka – wykonał w 1949 r. na królewskie polecenie brytyjski tatuażysta George Burchett, którego śmiało można nazwać „królem tatuażu i tatuażystą królów". Z jego usług skorzystał bowiem również między innymi król Hiszpanii Alfons XIII Burbon, dziadek króla Juana Carlosa I. W 2019 r. pracownicy duńskiego nadawcy radiowo-telewizyjnego DR w oparciu o zdjęcia króla Fryderyka IX, materiały filmowe i wspomnienia jego córki Benedykty zlecili wykonanie modelu 3D ciała monarchy, który pozwolił lepiej poznać jego tatuaże.
Dzisiaj tatuaże coraz częściej pojawiają się wśród „royalsów", lecz wielu z nich nadal uważa, że „nie wypada" i stosują co najwyżej zmywalne tatuaże z henny. Przytoczone powyżej przykłady pokazują jednak, że ich obawy są zupełnie bezzasadne i nie taki tatuaż straszny jak go... dziarają.
Autor: Marek Teler / Zdjęcie: Mikołaj II (pierwszy z prawej) z widocznym tatuażem w otoczeniu rodziny ok. 1915 r. (domena publiczna)
powrót