Alkohol i wzburzone morze to niezbyt fortunne połączenie, ale związki obu żywiołów są tak stare jak żegluga. Jeśli na statku znajduje się wysokoprocentowy ładunek, mogą być z tego poważne kłopoty!
Na początku grudnia 2021 r. dziwne manewry rosyjskiego statku handlowego postawiły na nogi wszystkie służby w porcie gdańskim. Drobnicowiec MS „Ruslana" płynął poza torem wodnym, nie odpowiadał na wezwania radiowe i kierował się wprost na Wyspę Sobieszewską. Groźba katastrofy wisiała w powietrzu i choć w ostatniej chwili udało się jej zapobiec, to jednak funkcjonariusze Kaszubskiego Dywizjonu Straży Granicznej weszli na pokład statku. Sprawdzili trzeźwość załogi i co się okazało? Kapitan drobnicowca miał we krwi promil alkoholu, zaś dwaj oficerowie półtora.
Promile na „Białym Statku"
O tym, że marynarze nie wylewają za kołnierz wiadomo od dawna. Co najmniej od 25 listopada 1120 r. Wtedy to na kanale La Manche, blisko brzegów Barfleur, rozbił się normandzki „White Ship", czyli „Biały Statek" z następcą angielskiego tronu na pokładzie. Konsekwencje tej tragedii były dla Anglii poważne. Król Henryk I miał wprawdzie wielu synów, ale z prawego łoża tylko jednego. Gdy Wilhelm Adelin zginął w katastrofie, pozostała mu tylko córka Matylda, a ona, jako kobieta, sukcesji objąć nie mogła. Choć odtąd przezorny król robił wszystko, by zapobiec komplikacjom dynastycznym, to jednak efekty były mizerne. Świeżo poślubiona, bardzo młoda żona syna mu nie dała i skutek był taki, że po śmierci Henryka I w 1135 r. Anglia na prawie dwadzieścia lat pogrążyła się w anarchii.
Przyczyny zatonięcia „Białego Statku" są dość niejasne. Dopiero co wybudowana jednostka (prawdopodobnie tzw. nef) była sprawna, ale o załodze i pasażerach powiedzieć tego się nie da. Ponoć zanim wszyscy oni zdecydowali się wsiąść na statek, długo biesiadowali. Pili na umór i kiedy w końcu wyszli w morze była już noc. W takich warunkach i po pijaku żeglować jest trudno, nic więc dziwnego, że zdarzył się wypadek. Ledwo statek odbił od brzegu, uderzył lewą burtą o skałę i szybko zatonął. Uratował się tylko pewien rzeźnik z Rouen. Miał na sobie kaftan ze skóry baraniej, a ten zadziałał jak kamizelka ratunkowa, dodatkowo zapobiegając też wyziębieniu organizmu. Ocalał ponoć też kapitan statku, Wilhelm Fitzstephen, ale utopił się, gdy powiedziano mu, że następca tronu zginął. Obawiał się gniewu króla.
Tak czy inaczej wraz z następcą tronu Anglii utonęło ok. 300 ludzi z wieloma promilami, które w siebie wlali.
Pirat żadnym trunkiem nie pogardzi
Załoga i pasażerowie „Białego Statku" upili się winem, w które „w wielkiej obfitości" zaopatrzył ich Wilhelm Adelin. Zupełnie inaczej radzili sobie piraci z Karaibów. Choć powszechnie uważa się ich za smakoszy, a nawet wynalazców rumu, to prawda jest zupełnie inna. Piraci rumu nie wynaleźli i upijali się wszystkim, co akurat mieli pod ręką. Nie gardzili żadnym trunkiem, a ponieważ Hiszpanie pijali zwykle wino lub brandy, więc i piraci najczęściej po nie sięgali. Rumem oczywiście też nie gardzili, bo i on dostępny był w dużych ilościach. Przecież w 1655 r. na okrętach Royal Navy dzienne racje piwa zastąpiono rozcieńczanym rumem. Jeśli jednak na okrętach Jej Królewskiej Mości porcje były starannie reglamentowane, to już na statkach pirackich nikt trunku nie wyliczał. Rum, piwo, wino i brandy piraci pili łapczywie, bez umiaru, a z tego niejednokrotnie wynikały problemy.
Pełny artykuł Pawła Pizuńskiego możecie przeczytać w szóstym numerze „Historii bez Tajemnic".
Ilustracja: Kiedy w 1671 r. piraci z otoczenia Sir Henry'ego Morgana (na ilustracji) szli na Panamę, rzucili się dzbany pełne wina i nieomal przypłacili pijaństwo życiem.
powrót