O agentach Gestapo i NKWD w polskiej konspiracji, działalności sądów podziemnych i akcjach likwidacyjnych z Wojciechem Königsbergiem i Bartłomiejem Szyprowskim, autorami książki Zlikwidować! Agenci Gestapo i NKWD w szeregach polskiego podziemia, rozmawia Marek Teler.
Marek Teler: 9 lutego 2022 r. ukazała się napisana przez Panów książka Zlikwidować! o agentach Gestapo i NKWD w szeregach polskiego podziemia. Jak zaczęła się i jak wyglądała Panów współpraca przy książce?
Bartłomiej Szyprowski: Pomagałem Wojtkowi, gdy pracował nad wydaną w 2017 r. książką AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej. Podczas zbierania materiałów do rozdziału dotyczącego likwidacji konfidentów odnalazł on obszerny materiał archiwalny dotyczący agentów Gestapo w szeregach podziemia, którego nie był w stanie wykorzystać w pierwotnej publikacji. Zaproponował mi przygotowanie pracy w całości poświęconej temu zagadnieniu. Zgodziłem się i po uzgodnieniach doszliśmy do wniosku, iż temat należy rozszerzyć również o konspiratorów Związku Walki Zbrojnej współpracujących z NKWD, czym się wcześniej zajmowałem. Wspólnie ustaliliśmy również, jakie postacie warto opisać, w szczególności biorąc pod uwagę brak w dostępnej literaturze wielu szczegółów życiorysów czy opisu ich działań oraz kierując się koniecznością uzupełnienia informacji na ten temat.
M.T.: W książce opisują Panowie losy siedmiu postaci, antybohaterów, pokazując ich drogę do zdrady. Jakie motywy najczęściej popychały ich do opowiedzenia się po stronie wroga? Czy było to czyste wyrachowanie, czy też np. działali pod wpływem szantażu ze strony okupanta?
Wojciech Königsberg: Staraliśmy się ukazać różne drogi do zdrady oraz wyjaśnić powody, które kierowały daną osobą. W odróżnieniu od innych autorów zależało nam na szerszym ukazaniu przedwojennych losów każdej postaci, aby lepiej zrozumieć, co mogło nią powodować w takim, a nie innym postępowaniu. Łatwo napisać, że ktoś zdradził, bo miał słabą psychikę, chciał szybko zarobić czy po prostu wywodził się z marginesu społecznego. Czasami tak oczywiście było, ale w innych przypadkach proces przejścia od bohatera do zdrajcy był o wiele bardziej złożony i odpowiedź dlaczego nie jest już tak prosta.
Bartłomiej Szyprowski: Zagadnienie ustalenia motywacji, które popchnęły osobę do wejścia na drogę zdrady, nie jest zadaniem łatwym, ani nie daje się ująć w schemat obejmujący wszystkie przypadki zaistniałej kolaboracji. Zależy bowiem od szeregu czynników, w tym motywacji działań konspiratora, jego wytrzymałości psychicznej i fizycznej, użytych przez Gestapo i NKWD metod, chęci uratowania zagrożonego cudzego życia, jak np. w wypadku Zygmunta Sztuki, czy kontaktów przedwojennych ze strukturami wywiadowczymi okupanta. Wojna powodowała, oprócz strat osobowych, również postępującą degradację moralną społeczeństwa, w tym np. wzrost fali bandytyzmu. Czasem do głosu dochodziły niskie instynkty jak ludzka zawiść czy chęć załatwienia osobistych porachunków i animozji rękoma okupantów. Nie wszystko da się również wytłumaczyć chęcią uratowania życia, bo przyjmując taki schemat, wyłamuje się z niego np. sprawa zdrady Ludwika Kalksteina „Hanki" z Wywiadu Ofensywnego ZWZ-AK, bardzo niebezpiecznego agenta, którego działanie nie zostało wykryte przez długi czas. Nadto nie zawsze daje się ustalić motywację zdrady z powodu braku dostępnych materiałów archiwalnych, jak np. w przypadku Staszauera.
Nathen Hersch Hamer
M.T.: Jednym z ciekawszych wątków opisywanych w książce jest sprawa stworzonego przez niemiecki wywiad „Nadwywiadu", rzekomo rządu londyńskiego, na którego czele stał kolaborant Józef Hammer „Baczewski", czyli Nathen Hersch Hamer. Na czym polegała działalność „Nadwywiadu" i jakie były jej skutki?
W.K., B.Sz.: Była to stworzona z inspiracji Gestapo i Abwehry prowokacyjna grupa podszywającą się pod organizację konspiracyjną, która rzekomo na polecenie Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego miała kontrolować działalność podziemia w okupowanej Polsce. Na jej czele stał Nathen Hersch Hamer, Żyd rodem z Bursztyna, przedwojenny oszust i fałszerz. Fenomenem grupy był fakt, że blisko 95% członków nie była świadoma jej przeznaczenia i podawała Hamerowi informacje o rzeczywistych organizacjach podziemnych. Na skutek działalności „Nadwywiadu" Gestapo dokonało szeregu aresztowań w kilku organizacjach niepodległościowych. Największym sukcesem Hamera było skłonienie do współpracy członków komórki ZWZ-AK utrzymujących kontakty z więźniami politycznymi w warszawskich więzieniach, głównie na Pawiaku. Skutkiem jego działania oraz przekonanych o jego patriotyzmie i powierzonej misji członków wywiadu więziennego ZWZ-AK był wgląd Niemców w przesyłane z więzień „grypsy", co umożliwiło im nie tylko uzyskanie danych co do działania podziemia i rozszyfrowanie konspiracyjnej sieci w więzieniach, ale również aresztowanie szeregu konspiratorów, których „grypsy" miały ostrzec. Skutkiem działania była śmierć kilkudziesięciu osób biorących w tym udział. Po rozpracowaniu „Nadwywiadu" przez akowski kontrwywiad Hamer oraz jego świadomi współpracownicy zostali zlikwidowani bądź zaprzestali swojej działalności.
M.T.: Wyroki śmierci na zdrajcach ojczyzny wydawały Wojskowe Sądy Specjalne po zebraniu odpowiedniego materiału dowodowego. Jak zatem wyglądała droga od pierwszych doniesień o zdradzie do likwidacji kolaboranta?
B.Sz.: Rozpocząć należy od tego, że ZWZ-AK opierała się na szerokiej rzeszy współdziałających z nią informatorów, których zadaniem było informowanie o wszelkich dostrzeżonych poczynaniach okupanta, w tym przypadków utrzymywania przez Polaków kontaktów z Niemcami i kolaboracji z wrogiem. Na podstawie przekazywanych raportów kontrwywiad sporządzał comiesięczne meldunki, w których ujmowano np. zatrzymania osób, przypadki zabicia, kontaktów z Niemcami itp. Oprócz tego informacje o zdradzie dochodziły również w „grypsach" z więzień. W sytuacji otrzymania meldunku o podejrzeniach o zdradę przystępowano już do rozpracowania danej osoby. Najczęściej miało to charakter obserwacji, ale nie tylko, bowiem zdarzały się również informacje pochodzące z listów, podsłuchu telefonicznego i rozpytywania osób kontaktujących się z podejrzewanym.
Po zebraniu materiału obciążającego przesyłano go do właściwego komendanta ZWZ-AK, będącego zwierzchnikiem sądowo-karnym, z wnioskiem o skierowanie sprawy do Sądu Kapturowego (od listopada 1941 r. Wojskowego Sądu Specjalnego) ZWZ-AK. Z uwagi na fakt, że w dniu 2 września 1939 r. na terenie Polski wprowadzono zasady postępowania doraźnego, tak toczyło się postępowanie, tj. po wydaniu wyroku i jego zatwierdzeniu nie przysługiwała od niego apelacja do sądu wyższej instancji. Nie przewidywał tego również statut Wojskowego Sądu Specjalnego ani kodeks Sądu Kapturowego. Tam prokurator tego sądu sporządzał akt oskarżenia. Sprawa była rozpoznawana bez udziału oskarżonego. Było to podyktowane kwestią konspiracji, aby nie zdekonspirować członków sądu, oraz tym, aby działania mające na celu doprowadzenie oskarżonego na rozprawę nie doprowadziły do jego ucieczki w razie zorientowania się, że został oddany pod sąd.
Sprawę rozpoznawał sąd w składzie trzech osób, jak podnoszono co najmniej jedna z nich musiała mieć wykształcenie prawnicze. W realiach okupowanej Warszawy w składach sędziowskich zasiadali przedwojenni prokuratorzy, sędziowie i adwokaci, którzy umieli analizować materiał dowodowy pod kątem ustalenia winy i wymierzenia kary. Dzisiaj może wydawać się dziwne, iż najczęściej nie zapewniono udziału oskarżonego w rozprawie, ale pamiętać należy o specyfice okupacyjnej rzeczywistości, tym że podsądni najczęściej byli dużym zagrożeniem organizacji. Rolą sądu działającego w konspiracji było, przy spełnieniu minimalnych warunków praworządności, zlikwidowanie zagrożenia dekonspiracji struktur podziemnych, które stanowiła osoba zdrajcy. Konieczność osądzenia obywatela polskiego i wydania wyroku śmierci przed jego zlikwidowaniem wynikała bezpośrednio z rozkazu Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego. To powodowało konieczność skierowania sprawy na drogę sądową.
Po wydaniu wyroku skazującego na karę śmierci był on przedstawiany właściwemu zwierzchnikowi AK (okręg, obszar lub Komenda Główna AK w zależności czy sprawę rozpoznał sąd okręgu, obszaru czy przy KG AK), zaś po jego zatwierdzeniu przekazywano go do wykonania właściwemu oddziałowi likwidacyjnemu. Do jego zadań należało rozpracowanie osoby pod kątem zamieszkania, nawyków, ubioru, tras poruszania się, wybranie odpowiedniego miejsca likwidacji, ilości członków oddziału likwidacyjnego i ich uzbrojenia oraz sposobu jej przeprowadzenia.
Józef Staszauer
M.T.: Opisują Panowie w książce m.in. akcję w barze Za Kotarą, w której poza współpracującym z Gestapo Józefem Staszauerem „Astonem", jego żoną i szwagrem, śmierć poniosły niewinne osoby. Jak ocenia Pan tę akcję i czy Pana zdaniem warto było ryzykować śmierć cywilów, aby pozbyć się „Astona"?
W.K.: Warto podkreślić, że celem akcji nie była jedynie likwidacja Staszauera, jego żony i szwagra, ale również innych niemieckich agentów, którzy mieli być zastrzeleni po wylegitymowaniu. Niektórzy autorzy opisujący akcję szczególnie podkreślają śmierć postronnych osób, nie wgłębiając się w złożoność operacji, trudny teren jej wykonania oraz zagrożenie dla KG AK ze strony Staszauera i jego kompanów. Według naszych ustaleń w akcji zginęło siedem osób współpracujących z Niemcami, dwóch żołnierzy kontrwywiadu KG AK, jeden członek organizacji konspiracyjnej Polska Niepodległa oraz dwie osoby postronne, co do których nie ma pewności czy również nie należały do Polski Niepodległej lub AK. W tym kontekście należy wskazać, że w słynnej akcji „Góral", podczas której AK zdobyła ponad sto milionów złotych z kierowanego przez Niemców Banku Emisyjnego, śmierć poniosło trzech polskich pracowników banku znajdujących się w samochodzie przewożącym gotówkę. Co więcej, akcja ta jest wskazywana jako jedno z najlepiej przeprowadzonych uderzeń polskiego podziemia i była przygotowywana przez kilkanaście miesięcy, a mimo to nie dało się przewidzieć i uniknąć przypadkowych ofiar. Z drugiej strony likwidacja Staszauera była działaniem podjętym ad hoc. Oczywiście nie tłumaczy to strat w barze Za Kotarą, ale pokazuje, że z każdą akcją wiązało się ryzyko śmierci przypadkowych osób oraz odwetu niemieckiego na ludności cywilnej, którego akurat po likwidacji Staszauera nie było.
B.Sz.: Zgadzam się z wypowiedzią Wojtka. Sytuacja, jaka rozegrała się w barze Za Kotarą, a w szczególności zachowanie wewnątrz lokalu, nie była możliwa do przewidzenia przez wykonawców. Rola „Astona" w konspiracji, zwłaszcza praca w komórce łączności, była powodem, że był bardzo niebezpieczny w zakresie uzyskiwania informacji o strukturach podziemia. Z tego powodu zresztą nie wydano na niego formalnie wyroku sądowego, lecz zastosowano likwidację prewencyjną. Podjęcie działań w celu osądzenia, które musiały zostać przekazane do właściwych komórek AK poprzez wydział, w którym był zaangażowany Staszauer, mogły spowodować jego ukrycie się i wydanie w ręce niemieckie osób, z którymi się zetknął w konspiracji.
M.T.: Książka Zlikwidować! liczy ponad 750 stron i zawiera mnóstwo niepublikowanych wcześniej zdjęć, dokumentów i świadectw. Jak długo gromadzili Panowie materiał źródłowy do książki i z jakich archiwów Panowie korzystali?
W.K., B.Sz.: W książce wykorzystaliśmy materiał źródłowy z ponad pięćdziesięciu archiwów, kolekcji oraz zbiorów prywatnych z Polski, Niemiec, Białorusi, Wielkiej Brytanii, USA oraz Australii. Warto tylko wspomnieć, że z samego Instytutu Pamięci Narodowej było to ponad 150 tysięcy stron dokumentów, które należało skrupulatnie przeanalizować i porównać z innymi źródłami. Najciekawsze materiały pozyskaliśmy z Bundesarchiv w Berlinie oraz kilku archiwów niemieckich. Duże podziękowania należą się również rodzinom osób opisanych na łamach książki, które udostępniły zbiory domowe. Poszukiwania to niezwykle żmudny proces, nierzadko z dość nieoczekiwanym rezultatem. Warto przykładowo wspomnieć, że teczka jednego ze zdrajców została odnaleziona w zbiorach pewnej instytucji amerykańskiej z adnotacją, że oryginał znajduje się w archiwum w Polsce. Po kwerendzie w tym archiwum okazało się, że zbiór ten jest już niedostępny. Materiał gromadziliśmy przez dobrych kilka lat, także podczas pracy nad wcześniejszymi książkami.
M.T.: Domyślam się, że wiele materiałów dotyczących działalności polskiego, sowieckiego i niemieckiego wywiadu cały czas pozostaje utajnionych. Jakie tajemnice czekają jeszcze na rozwiązanie i gdzie znajdują się dokumenty, które mogą pomóc w ich rozwiązaniu?
W.K.: Rosyjskie archiwa w większości nadal nie zostały otwarte dla zagranicznych badaczy, Niemcy natomiast pod koniec wojny zniszczyli znaczną część dokumentów wytworzonych podczas okupacji Polski przez służby bezpieczeństwa. Nasza publikacja jest jednak najlepszym dowodem na to, że przy uporze i dużym nakładzie pracy archiwa ujawniają skrywane od lat tajemnice. Przykładem są opublikowane w książce unikatowe dokumenty personalne dwóch najgroźniejszych funkcjonariuszy Gestapo w okupowanej Polsce, Alfreda Spilkera i Paula Fuchsa, którzy kreowali całokształt walki z polskim podziemiem. Do tej pory w literaturze przedmiotu można było znaleźć jedynie jedno zdjęcie Spilkera oraz bardzo niewyraźną fotografię Fuchsa, powielaną w szeregu publikacji, także wydawanych przez uznane instytucje naukowe.
Ludwik Kalkstein
M.T.: Opisywane przez Panów historie łączy podobny finał – śmierć z rąk polskiego podziemia za zdradę ojczyzny. A kogo nie udało się dorwać z tych najniebezpieczniejszych i gdzie znaleźli się po wojnie?
B.Sz.: Warto chociażby wspomnieć agentach warszawskiego Gestapo: Ludwiku Kalksteinie „Hance" i Blance Kaczorowskiej „Sroce", którzy, będąc członkami Wywiadu Ofensywnego AK „Stragan", przyczynili się do licznych aresztowań konspiratorów. Zwłaszcza Kalkstein był bardzo niebezpieczny, bowiem po wyrażeniu zgody na współpracę z Gestapo wciągnął do niej również Kaczorowską i Eugeniusza Świerczewskiego „Gensa". Ta trójka, działając od jesieni 1942 r., przez bardzo długi czas pozostawała nierozszyfrowana i spowodowała szereg aresztowań (ok. 200-300 osób) w łonie „Straganu", WW-72 oraz Biurze Studiów KG AK czy Komendanta Sił Zbrojnych w Kraju gen. Stefana Roweckiego. Dopiero ujęcie Świerczewskiego w czerwcu 1944 r. przez kontrwywiad spowodowało, iż AK uzyskało wiedzę o agenturalnej działalności całej trójki. Karę poniósł tylko Świerczewski, zaś pozostali przeżyli wojnę. Zostali osądzeni w latach 50., jednak wysokość wymierzonych im kar, zwłaszcza w kontekście objęcia ich amnestiami, była nieporównywalna do szkód, jakie wyrządzili polskiemu podziemiu.
W.K.: Przykładem rozszyfrowanego zdrajcy, który nie stał się celem akowskich likwidatorów, jest również Józef Kessler, agent Paula Fuchsa z radomskiego Gestapo. Po wojnie otrzymał niski wyrok za swoją zdradziecką pracę, a następnie po wyjściu na wolność był współpracownikiem UB i SB. Nieco inną drogą poszedł Stefan Falkowski, który był tłumaczem Fuchsa, a następnie etatowym funkcjonariuszem operacyjnym Gestapo. Po wojnie nie był w żaden sposób szykanowany, bowiem pomagał polskiej „bezpiece" w rozpracowywaniu byłych funkcjonariuszy i agentów niemieckich. Z drugie strony był wtyczką w środowisku filatelistycznym i agentem peerelowskiego wywiadu zagranicznego, zasiadając jednocześnie we władzach Polskiego Związku Filatelistów. Do dziś na stronie związku można znaleźć jego zdjęcie i biogram, oczywiście bez informacji o pracy w Gestapo oraz współpracy z UB i SB.
M.T.: Czy planują Panowie jakąś kolejną wspólną publikację związaną z działalnością polskiego podziemia?
W.K, B.Sz.: Pracujemy nad dwiema kolejnymi publikacjami. Pierwsza będzie poświęcona Polakom współpracującym w różnym charakterze z Gestapo, którzy „nie odpowiedzieli głową" za swoje czyny i ułożyli sobie życie w PRL. Opisane w niej zostaną losy zarówno osób w szeregach niemieckiej policji, jak i konfidentów. Druga publikacja będzie poświęcona obywatelom Polski, którzy podjęli współpracę z Abwehrą. Za wcześnie jest jednak, aby przedstawiać bliższe informacje na ten temat. Czeka nas bowiem żmudna praca związana z uzyskaniem oraz analizą materiałów archiwalnych. Historyk jest jak detektyw, który na podstawie posiadanych poszlak i wytrwałości w dalszych poszukiwaniach dociera do prawdy. My w kilku kwestiach związanych z działalnością akowskiego wywiadu i kontrwywiadu posiadamy niezwykle ciekawe poszlaki, które w kolejnych latach będziemy się starali przekuć w konkretne ustalenia.
Wojciech Königsberg – absolwent historii na Wydziale Humanistycznym UZ. Zajmuje się dziejami AK, ze szczególnym uwzględnieniem akcji zbrojnych, losów cichociemnych oraz historii kontrwywiadu. Autor ponad stu artykułów publikowanych na łamach „Polityki", „Polski Zbrojnej" oraz portalu Wirtualna Polska. Za pracę Droga „Ponurego". Rys biograficzny majora Jana Piwnika otrzymał Nagrodę im. Prof. Tomasza Strzembosza dla autora najlepszej debiutanckiej lub drugiej w karierze książki dotyczącej najnowszej historii Polski. Jest także laureatem Nagrody im. Oskara Haleckiego w konkursie Książka Historyczna Roku za książkę AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej.
Bartłomiej Paweł Szyprowski – absolwent Wydziału Prawa i Administracji UMCS, doktor nauk humanistycznych (UKSW). Obecnie jest pracownikiem wymiaru sprawiedliwości. Historyk najnowszych dziejów Polski, w szczególności historii sądownictwa podziemnego, podziemia antykomunistycznego, represji komunistycznych wobec II konspiracji. Jest autorem kilkudziesięciu artykułów o tematyce prawniczej, historyczno-prawnej i historycznej. Za książkę Sąd kapturowy przy Komendzie Głównej Związku Walki Zbrojnej w Warszawie (sierpień 1940 r.–listopad 1941 r.). Podziemie w walce ze zdrajcami Rzeczypospolitej otrzymał Nagrodę im. Oskara Haleckiego w konkursie Książka Historyczna Roku.
powrót