Relacja angielskiego żołnierza Arthura Dodda, który trafił do obozu koncentracyjnego i widział ostatnie dni funkcjonowania tego piekła to lektura co najmniej niełatwa i poruszająca. Poniżej publikujemy jej fragment – książka właśnie pojawiła się w księgarniach.
Pewnego wieczoru po pracy Arthur szedł wzdłuż ogrodzenia, gdy zobaczył kogoś utykającego na drodze biegnącej obok obozu. Gdy się zbliżył, zobaczył, że był to młody żołnierz niemiecki najwyraźniej wracający z frontu wschodniego. Nie wyglądał na więcej niż siedemnaście lat i miał amputowaną lewą stopę tuż nad kostką. Kikut był owinięty brudnymi bandażami, a on kuśtykał na zaimprowizowanych kulach wykonanych z gałęzi. Był zwykłym młodym żołnierzem, uwikłanym w szaleństwo swoich czasów, a Arthur mógł mu tylko współczuć. Anglik zauważył, że strażnicy z SS nawet na niego nie spojrzeli, gdy przechodził obok. Każdego dnia pojawiali się kolejni żołnierze. Wielu nie miało kończyn, niektórzy byli ślepi i prowadzili ich koledzy. Jedynym ich celem było pozostać przy życiu i wrócić do Niemiec.
Gdy zbliżały się Święta Bożego Narodzenia 1944 roku w krematoriach ruch był większy niż kiedykolwiek, a smród śmierci był wprost przytłaczający. Charlie Coward został ściągnięty do Lamsdorf przez reprezentującego angielskich jeńców w tym obozie, starszego sierżanta Sheriffa, po tym jak Niemcy w końcu przejrzeli jego metody sabotażu. Następnie został przeniesiony do Cieszyna. Sposób w jaki Coward fraternizował się z niemieckimi oficerami, nie został przez wszystkich jeńców pozytywnie oceniony, przez co zyskał sobie przydomek „Hrabia Auschwitz". Opracował jednak swój własny sposób na przeżycie w niewoli i wiedział jak maksymalnie wykorzystać swoje szczęście dla dobra wszystkich. Po tym, jak został wzięty do niewoli w Calais w 1940 roku, Coward dwukrotnie uciekł Niemcom, zanim jeszcze dotarł do swojego pierwszego obozu jenieckiego. Podczas jednej z kolejnych ucieczek trafił do niemieckiego szpitala polowego, gdzie przez pomyłkę udekorowano go Krzyżem Żelaznym. Będąc w niewoli podobno zdobył też informacje na temat budowy prototypów rakiet V1 i przesłał w listach zakodowane informacje do Londynu. Listy te zawierały dane o znaczeniu militarnym, warunkach pracy cywilów, więźniów i brytyjskich jeńców wojennych, a także szczegóły dotyczące przybliżonej liczby Żydów zabitych w komorach gazowych wraz z ich krajem pochodzenia. Dzięki swojej uprzywilejowanej pozycji, był w stanie wysyłać około sześć listów tygodniowo, którego adresatem zawsze był William Orange, jego zmarły już ojciec. Jego żona, Florence, była z początku zdezorientowana nadchodzącymi z Niemiec listami i zajęło jej kilka miesięcy, zanim zdała sobie sprawę, że tak naprawdę adresatem było War Office, czyli Ministerstwo Obrony, więc odpowiednio przekierowała jego pocztę. Po zakończeniu wojny Coward wyjaśnił podczas procesów w Norymberdze, że nie da się usprawiedliwić udziału pracowników cywilnych IG Farben w fabryce śmierci w Oświęcimiu. Nigdy nie słyszał o żadnym niemieckim brygadziście protestującym przeciwko mordowaniu Żydów w komorach gazowych. Wszyscy Niemcy w Auschwitz uważali eksterminację tego narodu za coś równoznacznego z tępieniem robactwa. Pewien brygadzista chwalił się Cowardowi swoją pomysłowością podczas przyjazdu kolejnego transportu Żydów. Stłoczeni byli po stu w jednym wagonie kolejowym. Całą drogę stali, ponieważ nie było wystarczająco dużo miejsca, aby usiąść. Nie mieli sił, żeby samodzielnie wyjść na rampę, więc wspomniany niemiecki brygadzista zaproponował, by do wagonów doprowadzono rurę, przez którą wpuszczono cyklon.
Chociaż opinie o zasługach Cowarda różniły się nieco w szeregach jego brytyjskich podopiecznych, naród żydowski z pewnością okazał mu wielki szacunek. Jest jedynym Anglikiem, na którego cześć posadzono drzewo w Ogrodzie Sprawiedliwych wśród Narodów Świata w Jad Waszem, i oprócz Winstona Churchilla jest jedynym Brytyjczykiem, któremu przyznano Izraelski Medal Pokoju. Pogorszeniu sytuacji militarnej Niemiec towarzyszył wzrost brutalności esesmanów. Wielu Żydów, i tak już bliskich śmierci, było zmuszanych biciem do pracy ponad siły. Zachowanie żydowskich kapo było jeszcze bardziej obrzydliwe, dowodząc jak nisko może upaść człowiek. Zostali wynagrodzeni jedynie dodatkowymi racjami żywnościowymi, za które byli gotowi dręczyć i torturować swoich ziomków, nawet kobiety i dzieci. Zdarzały się wśród nich wyjątki. Pewien kapo był amerykańskim prawnikiem, który został uwięziony w Europie, gdy odwiedzał krewnych tuż przed wybuchem wojny. Arthur zaprzyjaźnił się z nim w trakcie kilku ostatnich miesięcy pobytu w Auschwitz, gdy dostrzegł różnice w jego zachowaniu: kiedy obserwowali go oficerowie i strażnicy SS, wrzeszczał i wymachiwał kijem, wyglądając na najgorszego zwyrodnialca, ale Arthur zauważył, że uderzał w ziemię lub markował ciosy. Gdy go nie obserwowano, przestawał krzyczeć i przymykał oko na wszelkie racje żywnościowe, które jeńcy wojenni przekazywali Żydom. Tańczył na linie, ponieważ gdyby został przyłapany, spotkałaby go kara gorsza niż śmierć. Był korpulentnym mężczyzną, prawdopodobnie jedynym amerykańskim jeńcem wojennym w obozie, a jego talenty aktorskie zasługiwały na lepszą scenę i w końcu dały mu najbardziej upragnionego Oscara: wolność. Jednym z ostatnich brytyjskich jeńców przywiezionych do obozu był „Farmer Giles" z Somerset. Pewnego wieczoru wrócił do baraku i oznajmił podenerwowanym głosem, że brał udział w produkcji torped dla okrętów podwodnych, wyraźnie sprzecznej z konwencją genewską. Jeńcy w baraku sądzili, że zwariował, ale uparł się, że widział torpedy leżące w magazynie w kompleksie IG Farben. Następnego dnia pracownicy cywilni IG Farben i esesmani eskortowali go, by zbadać zawartość wspomnianego magazynu. Brytyjscy jeńcy czekali zaniepokojeni, spodziewając się kłopotów. „Torpedy" okazały się butlami z gazem, a jeńcy nigdy nie ustalili, czy „Farmer Giles" był tak głupi, jak się wydawał, czy na tyle sprytny, by wymyślić podstęp, dzięki któremu brytyjscy jeńcy nie musieli pracować przez większą część dnia. Niewielu opowiedziało się za drugą opcją. Zaczął padać śnieg i coraz więcej rannych żołnierzy niemieckich maszerowało wzdłuż ogrodzenia obozu. Żołnierze Wehrmachtu stawali się coraz bardziej przygnębieni, a w fabryce dało się zauważyć spadek wydajności pracy. Waga Arthura spadła z siedemdziesięciu kilogramów na początku wojny do trzydziestu ośmiu, a jedzenie podawano tak rzadko jak nigdy dotąd. Sytuacja stała się krytyczna, ponieważ urwały się dostawy paczek z żywnością od Czerwonego Krzyża.
Arthur po raz trzeci przeczytał Biblię od deski do deski i był często wyśmiewany za to, że tak wytrwale trzymał się swojej wiary. Ci, którzy znali go lepiej, dawali mu spokój, gdy czytał po cichu, ale inni z niego kpili. – Gdzie jest teraz twój Bóg? – krzyczeli, ale Arthur ich ignorował. Nie miał wątpliwości, że bez wiary nie wytrzymałby ostatnich dwóch lat. Wierzył, że Bóg był przy nim w każdej chwili jego życia. Widział jak ludzie, którzy kwestionowali istnienie Boga, byli tymi samymi, którzy składali dłonie do modlitwy i dziękowali Bogu za ich ocalenie po bombardowaniu schronu. Będąc w pewnej odległości od żydowskiej części obozu, brytyjscy jeńcy, gdy wiatr wiał w ich kierunku, słyszeli orkiestrę, która grała, kiedy ofiary trafiały do komór gazowych. Pewnego wieczoru usłyszeli jakieś zamieszanie na zewnątrz i po wyjściu z baraków zobaczyli, że transport Żydów został zmuszony do wcześniejszego opuszczenia pociągu z powodu uszkodzenia torów przez bombę. Po drugiej stronie ogrodzenia szło około tysiąca starszych mężczyzn, kobiet i dzieci. Dzieci bawiły się i śpiewały, a ich matki próbowały się uśmiechać. Po ich odejściu mężczyźni wrócili do baraku w całkowitej ciszy. Wiedzieli, jaki los czeka tych ludzi. Następnego ranka dowiedzieli się, że wszyscy, w tym dzieci, zostali zagazowani w nocy. Zaraz po Nowym Roku obóz obiegła wiadomość, że Rosjanie są już niedaleko. Brytyjczycy spoglądali na drogę po drugiej stronie drutów, jakby spodziewali się, że Rosjanie pojawią się lada chwila. Następnie miał miejsce pierwszy nalot rosyjskich samolotów szturmowych, zrzucających przez ponad godzinę mordercze bomby przeciwpiechotne. Naloty trwały trzy dni, trzymając głodujących więźniów w zamarzniętym schronie przez wiele godzin. Pojawiły się wieści, że Kraków został zajęty przez Armię Czerwoną, co oznaczało, że było już bardzo blisko końca. Potem rozeszły się plotki, że esesmani mają podpalić obóz i zabić wszystkich jeńców. Wszyscy poczuli ulgę, gdy 17 stycznia 1945 roku w obozie zarządzono ewakuację około 50 000 więźniów żydowskich na zachód, co było pierwszym sygnałem, że SS nie zamierzało dokonać masowej rzezi wszystkich ocalałych.
Książka Colina Rushtona Sabotażysta z Auschwitz ukazała się 26 stycznia 2022 r. nakładem wydawnictwa Bellona.
Ilustracja: Oświęcim, obóz koncentracyjny „Auschwitz-Birkenau", 1940–1945, fot. PerSona77 (CC BY-SA 3.0)
powrót