Wydawać by się mogło, że o powstaniu warszawskim i samych powstańcach wiemy już wszystko. Tymczasem los potrafi sprawiać niespodzianki. O kulisach powstania książki o Józefie Szczepańskim „Ziutku”, autorze Pałacyku Michla i Czerwonej zarazy, opowiada Małgorzata Czerwińska-Buczek.
Czy może pani zdradzić coś więcej na temat szczęśliwego zbiegu okoliczności, który sprawił, że to akurat w pani ręce trafiły do opracowania wiersze Józefa Szczepańskiego „Ziutka”?
Panowie Krzysztof i Tomasz Mordzińscy przynieśli do Wydawnictwa Bellona zupełnie nieznane wiersze napisane dla ich matki przez Józefa Szczepańskiego „Ziutka”. Wcześniej wspólnie z bratem Ziutka panem Januszem Szczepańskim zasięgnęli opinii ekspertów, mieli pewność, że nie mylą się co do autora. Zarówno znalazcy, jak i wydawnictwo uważali, że wiersze jako spuścizna po cenionym, a mało znanym poecie żołnierzu muszą zostać wydane. Prawdopodobnie wtedy zrodził się pomysł, żeby wiersze zostały wydane z biografią Ziutka. Dlaczego poproszono mnie o napisanie? To pytanie do wydawnictwa Bellona, które było wydawcą moich pierwszych trzech książek: Powstańcy 44, Pod okupacją i w Powstaniu oraz Nasza powstańcza młodość. Jestem z wykształcenia dziennikarką, pasjonuje mnie historia Polski, szczególnie drugiej wojny światowej. Od kilku lat rejestruję wspomnienia zarówno żołnierzy Podziemnego Państwa Polskiego, jaki i ludności cywilnej. Może to zadecydowało, że to właśnie mnie zaproponowano napisanie tej książki.
Pierwotnie nastawiała się pani na pisanie o nieznanych dotąd wierszach Ziutka, tymczasem kolejny szczęśliwy traf nieco zmienił te plany, a właściwie je poszerzył. Jak to się stało?
Decydując się na napisanie książki o Ziutku, wiedziałam tylko o wierszach. Kiedy dowiedziałam się o okolicznościach znalezienia ich, to miałam lekki dreszczyk. Często tak się zdarza, że kiedy umierają nasi najbliżsi, długie lata ich najbardziej osobiste rzeczy pozostają w takim stanie jak za ich życia. W ich szufladach leżą dokumenty, zdjęcia, na półkach stoją książki… Pewnie i tak było po śmierci Haliny Mordzińskiej z domu Kolbińskiej. Jej synowie zdecydowali się uporządkować zdjęcia i dokumenty matki dopiero 24 lata po jej śmierci. W marcu 2019 roku Tomasz Mordziński znalazł zeszycik z 21 wierszami, w większości miłosnymi. Rodzinne śledztwo utwierdziło go w przekonaniu, że ich autorem jest Józef Szczepański, o którym matka wiele razy opowiadała, jednak zawsze jako o szkolnym koledze, żołnierzu Batalionu „Parasol”. Nigdy nie wspomniała o łączącym ich uczuciu ani o tym, że pisał dla niej wiersze. Bracia skontaktowali się z Januszem Szczepańskim, bratem Ziutka, a potem zebrali opinię ekspertów i prawników.
Dalej było wydawnictwo i moja decyzja, że podejmuję się tej pracy. Wtedy poprosiłam synów Haliny Kolbińskiej o udostępnienie mi wszystkich materiałów, które są w ich posiadaniu.
Rozpoczęłam pracę nad książką, w tym czasie panowie Mordzińscy bardzo dokładnie przeglądali pamiątki po matce. Wśród wielu rodzinnych pamiątek znaleźli saszetkę z kilkoma kopertami, a wśród nich pakiecik listów przewiązanych wstążeczką, okazało się, że to listy pisane przez Ziutka do Haliny. Dla mnie to było jak wielki dar z zaświatów, po 80 latach od ich napisania i 75 latach od śmierci Ziutka czytałam listy pisane jego ręką, mogłam przynajmniej częściowo zapełnić białe plamy.
Kim dla Ziutka była Halina Kolbińska?
Poznali się 19 lutego 1939 roku na balu karnawałowym w Żeńskim Gimnazjum im. Marii Skłodowskiej-Curie, którego uczennicą była Halina. Na bal zaproszono uczniów z Męskiego Gimnazjum im. Władysława IV, wśród nich był również Ziutek. Z jego wierszy, listów wynika, że z jego strony była to miłość od pierwszego wejrzenia. Halina początkowo nie była pewna swoich uczuć, a może po prostu – jak to u dziewczyn bywa – droczyła się i kokietowała.
Bardzo szybko jednak zdobył jej serce, to była ich pierwsza zupełnie szalona miłość. Mieli mnóstwo planów na przyszłość, przysięgali sobie wierność. Zaczęły się wakacje 1939 roku, każde z nich spędzało w innym miejscu. Pisywali do siebie często, znowu snuli plany… Niestety wybuchła wojna i ich drogi się rozeszły. Tęsknili, pisali do siebie, ale to nie był czas dobry dla miłości, szczególnie jak miało się siedemnaście lat, a ukochana osoba była daleko.
To musiało być silne uczucie, skoro przez tyle lat pani Halina tak pieczołowicie przechowywała wiersze i listy Ziutka. Domyśla się pani, dlaczego ich wcześniej nie ujawniła? Dlaczego nawet jej synowie o nich nie wiedzieli?
Czasem ludzie niosą przez całe życie swoją wielką tajemnicę, nigdy jej nie wyjawiają, biorą ze sobą do grobu, bo jest tylko ich. Tak było właśnie z Haliną. Wojna i tragiczne okoliczności zniszczyły młodzieńczą miłość Haliny i Ziutka, ale on żył w jej wspomnieniach. Nie zniszczyła zdjęć ani listów, ale też nigdy z nikim nie podzieliła się tymi wspomnieniami. Niektóre z jego wierszy zrodził się ogromny głód na wiedzę o Ziutku, nie miał już kto jej przekazać. Ci, którzy go pamiętali, byli świadkami jego krótkiego życia, odeszli, a dokumentów zostało niewiele.
Niektóre fakty z jego życia różnie przedstawiano w ocalałych relacjach. Listy pisane ręką Ziutka przedstawiają nie tylko fakty, ale jego myśli, emocje. Dzięki nim mogłam uzupełnić życiorys Ziutka, ale ciągle są zdarzenia, co do których nie ma stuprocentowej pewności.
Kto pomagał pani ustalić kontekst tych listów, lepiej je zrozumieć?
Bardzo pomógł mi brat Ziutka, pan Janusz Szczepański. Co prawda starszego o 18 lat brata nie pamięta, ale wiele dowiedział się od matki Matyldy Szczepańskiej. Całe swoje dorosłe życie szukał śladów po bracie, gromadził ocalałe zdjęcia i dokumenty, dlatego potrafił wyjaśnić mi wiele zdarzeń czy niejasności.
A czy osobiście rozczytywała pani listy Ziutka czy potrzebna była pomoc? Dzięki zamieszczonym w książce skanom wiemy, że Ziutkowi zmieniał się charakter pisma, jakby listy pisane były przez co najmniej dwie różne osoby.
Ziutek był bardzo emocjonalnym człowiekiem, widać to doskonale w charakterze pisma. Kiedy pisał spokojny, a kiedy targany był wielkimi emocjami… Przy rozszyfrowywaniu listów bardzo pomogli mi panowie Tomasz i Krzysztof Mordzińscy. Ziutek pisał – wprawdzie odnosząc te słowa do kogo innego – że „tacy co piszą wiersze, to albo młodo i tragicznie umierają, albo żyją i tworzą – dla ludzkości będąc straconymi”.
Czyżby spodziewał się, jaki los mu był pisany?
Ziutek należał do pokolenia, które za towarzysza miało śmierć. Każdy z tych młodych ludzi, żył ze świadomością, że każda minuta może być ostatnią. Na ich oczach umierali bliscy, przyjaciele, to dlaczego ich miałby oszczędzić los. Ziutek był bardzo pogodnym chłopakiem, wielkim optymistą, na pewno jeszcze wtedy kiedy pisał te słowa. Ostatnie dni jego życia trochę się to zmieniło, Starówka dogorywała, ginęli jego przyjaciele, a znikąd nie było pomocy...
Wywiad ukazał się w Skarpie Warszawskiej 8/2020.
powrót