Rodzina Kossaków specjalizowała się w malarstwie o tematyce batalistycznej i historycznej. Nie sposób wyliczyć, ile obrazów wyszło spod ręki Juliusza Kossaka i jego syna Wojciecha Kossaka. Nie sposób wyliczyć też, ile razy dochodziło do kradzieży ich dzieł.
Obrazy Juliusza, Wojciecha i Jerzego Kossaków, trzech pokoleń wybitnych polskich malarzy, zawsze stanowiły łakomy kąsek dla złodziei. Artyści z wielkim kunsztem przedstawiali na swoich dziełach najważniejsze momenty z dziejów narodu polskiego – powstania narodowe, portrety konne wielkich wodzów czy walki czasów I wojny światowej. Byli zarazem tak płodnymi artystami, że ich twórczość wisiała nie tylko w wielkich galeriach sztuki, ale też w wielu prywatnych domach w całej Polsce. Obrazy Kossaków pojawiały się więc zarówno w raportach o wielkich włamaniach do muzeów, jak i w doniesieniach o domowych kradzieżach.
Kradzione i wycinane
Historia spraw kryminalnych z dziełami Kossaków w tle sięga co najmniej początków XX wieku, choć zapewne dochodziło do nich i wcześniej, jeszcze za życia Juliusza Kossaka (zmarłego w 1899 r.). Już w styczniu 1908 r. dziennik „Nowa Reforma" informował o kradzieży kilkunastu obrazów Wojciecha Kossaka, której dopuścił się w czasie jego nieobecności w Krakowie służący, a następnie model artysty Jan Sala. Zabrał on z pracowni malarza między innymi portrety księcia Józefa Poniatowskiego i Napoleona, dwa szkice głów Chińczyków i szkic konia oraz czternaście fragmentów panoramy Berezyna.
Płótno panoramy, mające 1800 metrów kwadratowych, złożone było w dziedzińcu towarzystwa wzajemnych ubezpieczeń w odpowiednich pakach; tam zachodził Jan Sala, otwierał paki i z płótna wycinał albo całość stanowiące pejzaże, albo figury ludzkie i konie – tłumaczył jego niecny proceder krakowski „Czas". Zniknął wówczas również portret Wojciecha Kossaka namalowany przez Jacka Malczewskiego. Sala przekazał skradziony łup Władysławowi Schneiderowi, uczniowi jednej z krakowskich szkół, który następnie za pośrednictwem swojego przyjaciela sprzedawał obrazy za bezcen.
21 stycznia 1908 r. Jan Sala zgłosił się na policję, gdzie tłumaczył, że obrazów nie ukradł, tylko pożyczył je sobie na dni kilka celem zastawu – był bowiem wówczas bez gotówki. Dodawał, że miał zamiar je wykupić i oddać Kossakowi, lecz w międzyczasie kupcy sprzedali je za jego plecami. W czasie rozprawy sądowej zmienił jednak nieco swoją wersję wydarzeń. Przyznał się do winy, lecz twierdził, że działał za namową Schneidera. Ten jednak tłumaczył przed sądem, że był przekonany, że Sala przekazuje mu dzieła za zgodą samego Kossaka. W końcu 25 lutego 1908 r. odbyła się rozprawa karna przed krakowskim trybunałem, na której Wojciech Kossak zeznał, że wobec zwrócenia przedmiotów nie ma do podsądnych żadnych pretensji. Chociaż sąd ocenił wartość skradzionych dzieł na kwotę pięciu tysięcy koron, Kossak utrzymywał, że jest ona co najmniej pięć razy mniejsza – 500 koron za wycinek Berezyny, której płótno i tak było już zbutwiałe, oraz 450 koron za inne studia i szkice. Ostatecznie sąd skazał więc Jana Salę na cztery miesiące więzienia, a Władysława Schneidera uniewinnił.
Pełny artykuł Marka Telera możecie przeczytać w drugim numerze „Historii bez Tajemnic".
Ilustracja: W nocy z 30 na 31 października 1933 r. z Biblioteki Ordynacji Krasińskich w Warszawie skradziono m.in. dwa dzieła Juliusza Kossaka – akwarelę Dzieci Adama Krasińskiego na wózku oraz rysunek piórem i pędzlem Hrabia Adam Krasiński i Juliusz Kossak w powozie pocztowym, źródło: NAC.
powrót