Rządził przez czterdzieści lat i tyle wystarczyło, by zamienić Albanię w obóz koncentracyjny dla dwóch milionów ludzi. Kiedy Enver Hodża umierał, otoczony był niemal boskim kultem. Choć tylko przez młodszych.
Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów krajobrazu współczesnej Albanii są niewielkie, betonowe kopułki wystające z ziemi na dwa, trzy metry. Jest ich mnóstwo i są wszędzie. W niektórych mieszczą się dziś kawiarnie, czasem sklepy, a betonową szarość ożywiają kolorowe murale, ale nie takie było ich przeznaczenie. Są dziś mianowicie zabytkami pozostałymi po jednym z najbardziej szalonych projektów, jakie po II wojnie światowej zrealizowano w Europie, a może i na świecie. Pierwotnie były bowiem miniaturowymi bunkrami, w których w razie militarnego zagrożenia mogli się schronić wszyscy bez wyjątku obywatele kraju i – jeśli będzie to konieczne – prowadzić z nich ostrzał. Były zresztą wielofunkcyjne. W razie jakiegoś buntu czy rewolucji społecznej mogli w nich schronić się obrońcy systemu. I również prowadzić ostrzał, tyle że nie najeźdźców, lecz krnąbrnych obywateli.
Prawdę mówiąc, ta druga opcja była znacznie bardziej prawdopodobna. W powojennej Albanii panował bowiem reżim, przy którym stalinizm nawet w swoich najbardziej represyjnych latach wydawać się może ustrojem całkiem liberalnym. A zrodził się on w głowie jednego człowieka. Inteligentnego, doskonale wykształconego, przystojnego i charyzmatycznego – Envera Hodży.
Partyzant doskonały
W czasie II wojny światowej Hodża był piekielnie skutecznym partyzantem, jednym z przywódców Armii Narodowo-Wyzwoleńczej, która z powodzeniem walczyła najpierw z Włochami, później zaś, przy ich udziale, z Niemcami. Były to jedne z nielicznych w Europie podziemnych sił zbrojnych, które nie tylko samodzielnie wyparły z kraju wojska Wehrmachtu, ale też przekroczyły granicę z Jugosławią, by wesprzeć tamtejsze oddziały. Hodża już wówczas był komunistą, ale jednoczył on ludzi o bardzo różnych poglądach. Do pewnego momentu, ramię w ramię z komunistami, walczyli tu nawet skrajni nacjonaliści. I to także było niezaprzeczalną zasługą Envera Hodży.
W momencie wybuchu wojny przekroczył już trzydziestkę, miał doskonałe wykształcenie, obejmujące studia we Francji, oprócz albańskiego znał biegle włoski, francuski, angielski, serbski oraz rosyjski i we wszystkich tych językach czytał zapamiętale niezliczone prace z dziedziny biologii oraz socjologii. Zdążył nawet zostać sekretarzem w albańskim konsulacie w Brukseli. Jego wiedza i inteligencja uderzały podobno przy pierwszym spotkaniu. Kiedy Albanię zajmowały wojska włoskie, Hodża pracował jako nauczyciel w liceum francuskim w Korczy, ale niezbyt długo – nowy, faszystowski reżim szybko pozbył się go jako niepewnego politycznie. Całkiem zresztą słusznie.
Pełny artykuł Wojciecha Lady możecie przeczytać w trzecim numerze „Historii bez Tajemnic".
Ilustracja: W 1944 r. Enver Hodża został I sekretarzem Albańskiej Partii Pracy i zaczął wprowadzać swoje reformy.
powrót