Na początku lat 60. w jednym zamachu bombowym mogli zginąć Nikita Chruszczow, Władysław Gomułka i Edward Gierek. W kolejnym – dwaj ostatni. Neurotyczny piroman z Zagórza o mało nie wpłynął na losy Polski i całego bloku wschodniego.
W 1951 roku w Urzędzie Bezpieczeństwa w Będzinie zawrzało. Wrzenie to wkrótce rozciągnęło się na wszystkie podobne ośrodki Śląska, postawiło na nogi Komendę Wojewódzką Milicji Obywatelskiej w Katowicach. Zasmuciło też Edwarda Gierka. Dosłownie zasmuciło, Gierek uważał się bowiem za dobrego gospodarza swojego rodzinnego województwa i wszelkie akty wymierzone w państwo traktował podobno bardzo osobiście. A właśnie w 1951 roku akty te zaczęły się niepokojąco mnożyć. W kopalniach, elektrowniach i urządzeniach kolejowych eksplodowały spore ładunki wybuchowe. Nie były to eksplozje na tyle poważne, by unieruchomić te zakłady, pewne szkody jednak wyrządzały i groziły poważnym okaleczeniem ludzi. Co jednak najważniejsze, były to akty zbrojnego sabotażu, co w tamtym czasie, gdy wciąż jeszcze po lasach operowały oddziały podziemia antykomunistycznego, traktowano po prostu jako sabotaż. Co było o tyle zaskakujące, że pod tym względem akurat robotniczy generalnie Śląsk był dotąd dość spokojnym miejscem.
„Raczej umiano wtedy «wykrywać» nieistniejące przestępstwa, natomiast z wykryciem autentycznych sprawców dywersji było o wiele trudniej" – przyznawał po latach ówczesny komendant tamtejszej Milicji Obywatelskiej, Franciszek Szlachcic. Nikomu nawet nie przyszło do głowy, że sprawa może nie mieć wymiaru politycznego. Nie pomyślano też, że sprawcą mógłby być ktoś inny niż jakaś zorganizowana grupa. „Zakładano, że sprawcami zamachów są członkowie antypaństwowych organizacji podziemnych. Podejrzewano też członków partii, zwolenników aresztowanego Władysława Gomułki" – dodawał milicjant. Kiedy po dwóch latach eksplozje ucichły, z ulgą odłożono całą sprawę do akt i szybko zapomniano.
O tym, że nie byli to ani partyzanci, ani opozycja wewnątrzpartyjna, wszyscy przekonali się kilka lat później, kiedy prawdziwy sprawca eksplozji o mały włos nie zabił w jednym zamachu Edwarda Gierka, Władysława Gomułki, a przy okazji przywódcy KPZR Nikity Chruszczowa.
Ilustracja: Stanisław Jaros zaczął swoją wybuchową akcję już w 1951 r., lecz dopiero zamachy na życie komunistycznych przywódców w 1959 i 1961 r. ściągnęły na niego uwagę PRL-owskich władz. Źródło: IPN.
powrót