Kontynuujemy naszą ponurą opowieść o zabójstwach popełnionych w środowisku muzyki rockowej. Okazuje się, że zabijają nie tylko artyści, ale także fani. Jak głosił slogan kampanii społecznej: bo zupa była za słona. W tym wypadku: satanizm za mało szatański.
Norwegia kojarzy się nie tylko z fiordami, ropą i dobrobytem, ale także z luksusowym systemem penitencjarnym. Jego bodaj najsłynniejszym „klientem" jest morderca Anders Breivik, który 22 lipca 2011 r. w zamachu bombowym na siedzibę premiera Norwegii zabił osiem osób, a na wyspie Utøya, gdzie odbywał się obóz młodzieżówki Partii Pracy, zastrzelił sześćdziesiąt dziewięć osób. W sumie 32-letni terrorysta, który chciał się ogłosić regentem Norwegii, zamordował siedemdziesiąt siedem osób, a ranił trzysta dziewiętnaście, w tym sześćdziesiąt siedem ciężko.
Jaka rodzima muzyka mogła go inspirować? Przyjaciel Liszta i Ibsena Edvard Grieg, jazzman polskiego pochodzenia Jan Garbarek, czy może gwiazda muzyki pop, grupa a-ha? Chyba nie, pewnie większość z nas postawiłaby na jedną z norweskich black lub deathmetalowych kapel.
Szarp pan bas...
Do najbardziej znanych należy Mayhem, o której zrobiło się głośno w roku 1991, kiedy jeszcze przed wydaniem pierwszej płyty, wokalista Per Yngve Ohlin popełnił samobójstwo. Zastąpił do Węgier Attila Csihar, który zaśpiewał teksty napisane przez Ohlina. Jego praca nie budziła zastrzeżeń, natomiast basista Varg Vikernes i gitarzysta Øystein Aarseth pokłócili się w trakcie sesji. 10 sierpnia 1993 r. Vikernes rozwiązał problem, mordując Aarsetha. Sąd skazał zabójcę na dwadzieścia jeden lat pozbawienia wolności (tyle samo dostał Breivik za 77 ofiar). Matce zamordowanego Øysteina Aarsetha zależało, by ostatnie dzieło syna zostało wydane, więc poprosiła perkusistę grupy, Jana Axela Blomberga, aby nagrał partie basowe. Chodziło o to, by na płycie nie znalazły się dźwięki nagrane przez mordercę. Blomberg wprawdzie obiecał to zrobić, ale nie spełnił prośby. Pomyślałem, że byłoby odpowiednim, gdyby morderca i ofiara znaleźli się na tym samym nagraniu. Powiedziałem, że nagram partie basowe od nowa, ale nigdy tego nie zrobiłem – wyjaśnił w wywiadzie już po ukazaniu się płyty. Album miał darmową reklamę i zyskał popularność – w końcu była to płyta zespołu, którego wokalista popełnił samobójstwo, a gitarzysta poniósł śmierć z ręki basisty i... podpalacza kościołów. Bo Vikernes miał na koncie jeszcze podpalenie trzech świątyń.
Już w 2003 r. morderca został przeniesiony do zakładu karnego o obniżonym rygorze, co w Norwegii oznacza standard domu wczasowego. Wkrótce uciekł z niego, ale następnego dnia został pojmany przez policję. Prokuratura, co naturalne w takiej sytuacji, zażądała dodatkowego wyroku, ale przecież to Norwegia, więc tłumaczenie Vikernesa, że stęsknił się za rodziną, zostało przyjęte i wyrok pozostał bez zmian. W maju 2009 r., a więc po szesnastu latach od popełnienia zbrodni, trzecia prośba o przedterminowe zwolnienie została rozpatrzona pozytywnie i były basista Mayhem wyszedł na wolność.
Pełny artykuł Grzegorza Kalinowskiego możecie przeczytać w czwartym numerze „Historii bez Tajemnic".
Fot. AdobeStock
powrót