„Wierzę w swobodę twórczą, wolność słowa i przekonań, nie cierpię czućknebla poprawności"
Rozmowa z Robertem Forysiem, archeologiem i pisarzem, autorem powieści historycznych.
rozmawiał: Adam Podlewski
Adam Podlewski: Kim jest dla Pana twórca powieści historycznych? Ile w nim powinno być zwykłego pisarza, ile popularyzatora historii, a ile historyka, stawiającego hipotezy badawcze?
Robert Foryś: Paracelsus mawiał, że to dawka odróżnia lekarstwo od trucizny. Osoba piszącą powieść historyczno-przygodową musi wyważyć każdy z wymienionych przez Pana aspektów. Fakty historyczne są ważnym elementem, ale w opowieści liczą się głównie bohaterowie i towarzyszące im emocje, ważny też jest humor. Dopiero wszystkie te składniki dobrane w odpowiednich proporcjach mogą przynieść pożądany przez twórcę i odbiorcę efekt. W mym przypadku oczekiwanym efektem jest dobra, zajmująca rozrywka dla jak najszerszego grona czytelników.
Jak u Pana wygląda wykucie wizji nowej powieści i praca nad nią? Czy pierwsza jest fascynacja epoką lub konkretnym wydarzeniem historycznym, czy chęć opowiedzenia historii bohaterów? Jak potem przebiega przygotowanie do napisania książki?
Powieść zaczynam od napisania szkicu postaci i wyszczególnienia istotnych dla fabuły wydarzeń. Fascynacja epoką jest niezbędnym elementem tworzenia dzieła, ale to postacie które opisuję są dla mnie najważniejsze. Bez nich nie ma powieści, jest tylko przedstawienie pewnej wersji historii, a to nie to samo. Przygotowując się do pisania w pierwszej kolejności gromadzę materiał źródłowy, książki naukowe tyczące opisywanego okresu historycznego i ciekawostki, które mogą zaskoczyć i rozbawić czytelnika.
Dla kogo pisze Pan swoje powieści? Czy tylko dla czytelnika fascynującego się historia? Czy zupełny laik historyczny może czerpać przyjemność z opowieści o przeszłości?
Pisząc powieść staram się zawsze mieć na uwadze, że trafi ona do rąk czytelnika, który nie ma wielkiego pojęcia o opisywanych czasach. Moją rolą jako pisarza jest więc wprowadzić czytelnika w realia, klimat i obyczaje epoki, a jednocześnie nie zanudzić go.
W większości pańskich powieści Warszawa późnej epoki nowożytnej odgrywa istotną rolę. Jak jest Pan związany ze stolicą i dlaczego tak często wybiera Pan ją jako scenę dla swoich opowieści?
Urodziłem się w Warszawie, nie wyobrażam sobie życia, gdzie indziej. Warszawa jako stolica i największe miasto Rzeczypospolitej od XVIII wieku stanowi ciekawe tło dla bohaterów powieści, co pisarze często wykorzystują. Tak wówczas jak i dziś nie brakuje tu blichtru, grzechu i ambicji. To zawsze ciekawiło i przyciągało ludzi.
Niedawno obchodziliśmy pięćdziesiątą rocznicę rozpoczęcia odbudowy Zamku Królewskiego, ale jest to przyczynek do szerszej dyskusji o zniszczeniach i restauracji miasta w ogóle. Co Pan czuje, obcując z tymi zrekonstruowanymi częściami stolicy, i jako warszawiak i jako archeolog?
Przechadzając się starówką niby wiem, że to wszystko rekonstrukcja, ale te obdrapania i zacieki, ta woń podwórek, pierwotny naturalizm klatek schodowych, bram i przejść między uliczkami, jest w tym siedemnastowieczny autentyzm. Wiele budynków, podwórek i zaułków wygląda na swoje czterysta lat, choć mają ledwie siedemdziesiąt. Doprawdy zdumiewające rozwiązanie.
Warszawa A. D. 2021 przywodzi na myśl tę z XVIII wieku, można tu znaleźć wspaniałe rezydencje dzisiejszych magnatów (korporacje) czy apartamentowce, wciśnięte w uliczki i kwartały budynków mieszkalnych wymagających renowacji. Ma to miejsce głownie w „starych" dzielnicach miasta, gdy wszędzie indziej powyrastały współczesne jurydyki ogrodzone osiedla z namiastką własnej infrastruktury handlowej i usługowej. Strzeżone przez dzielnych hajduków są z agencji ochrony. Stan taki izoluje społeczności od siebie, wyobcowuje mieszkańców nawet w ramach jednej dzielnicy i tworzy trudności komunikacyjne, co wie każdy spacerowicz, czy biegacz.
Pańska najnowsza powieść Słowianie to zupełne odejście od dotychczas najczęściej opisywanej epoki. Skąd pomysł, aby opuścić czasy nowożytne i przenieść się do początków państwowości polskiej?
Pomysł wziął się od spojrzenia na mapę. Po tysiącu lat nasze burzliwiej historii wróciliśmy do samego źródła, między Odrę a Bug. Czy to nie zdumiewające? Po trzystu latach nieszczęść mamy okazję zacząć wszystko od nowa, kontrolować naszą przestrzeń, gospodarzyć na niej i bogacić się. Takie same cele przyświecały twórcom państwa, które później nazwano Polską.
Słowianie pełni są opisów przemocy i trudnego życia na słowiańsko-germańskim pograniczu X wieku. Czy nie obawia się Pan zarzutów krytyków, dotyczących instrumentalnego, „filmowego" użycia przemocy, w celu stworzenia czegoś na kształt polskiej „Gry o tron"?
Ależ ja piszę „filmowo", zawsze tak było i mam nadzieję będzie. Żyjemy w epoce platform streamingowych, nawyki odbiorców zmieniają się. Jako cywilizacja zmierzamy ku odbieraniu treści wizualnie i słuchowo. Nie darmo, mądrzy ludzie twierdzą, że grozi nam odejście od słowa pisanego i powszechnej umiejętności czytania (najpierw ze zrozumieniem, a następnie jako takiego). Zbliża się nowe średniowiecze oparte na technologii i bioinżynierii niedostępnej dla mas, a gmach korporacji będzie odpowiednikiem twierdzy feudała. Co do brutalności obecnej w mej twórczości za odpowiedź niech posłuży cytat z Josifa Brodskiego: „Życie (w swej prawdziwej postaci) nie jest walką między tym, co dobre, a tym co złe, ale między tym co złe, a tym, co jeszcze gorsze."
Tak to wyglądało przez tysiące lat, a krótkotrwała pauza, gdy wolność, prawo i dostęp do wiedzy były dla każdego, właśnie dobiega końca. Oczywiście nie stanie się to dziś, czy nawet za dekadę. Takie procesy cywilizacyjne przebiegają w dłuższym okresie czasu. Czasem przyśpiesza je wojna, kataklizm lub postęp technologiczny (wytop żelaza przez Hetytów, wynalazek siodła i strzemion, muszkiet, maszyna parowa, karabin maszynowy, beton, drut kolczasty, silnik spalinowy, atom i Internet), że przytoczę wybrane przykłady.
Recenzenci często zwracają uwagę (zarówno z uznaniem, jak i niesmakiem) na wyraźne skupienie w pańskich powieściach na cielesności i zmysłowości. Czy jest to nieodłączny element wiarygodnej opowieści, sposób na zdobycie uwagi czytelnika, a może coś więcej: choćby sposób na przybliżenie bohaterów z przeszłości, przez pokazanie odwiecznych ludzkich namiętności i słabości?
Cielesność i zmysłowość, ładnie powiedziane. Czasem jest to wulgarność, nie ma co się obawiać tego słowa, bez przesady rzecz jasna, ale używam. Co do namiętności i słabości, mam wrażenie, że człowiek składa się głównie z nich, to one są tak naprawdę interesujące. Pisząc, nie zastanawiam się co powie recenzent, krytyk czy kto tam jeszcze. Wierzę w swobodę twórczą, wolność słowa i przekonań, nie cierpię czuć knebla poprawności, mdli mnie od tego.
Polska powieść historyczna – niegdyś bardzo lubiany i poczytny podgatunek – zdaje się od kilku dziesięcioleci przeżywać kryzys. Czy wieszczy Pan odrodzenie tych chlubnych tradycji i wyzwolenie ich spod wpływu choćby kryminału retro, czy fantastyki historycznej?
Od lat nie zmieniam opinii na ten temat. Polakom wtłoczono w głowy przywiązanie do staromodnego kanonu. Tymczasem za tą fasadą, zostały głównie opowieści z mchu i paproci. Świat poszedł do przodu z filmem i literaturą popularną, a my zostaliśmy w skansenie. Francuzi, Anglosasi i Hiszpanie podbijają swą twórczością świat, my nie potrafimy odwojować własnego rynku. Na szczęście to się zmienia, także dzięki wydawnictwu „Skarpa Warszawska."
To, że się da, pokazał sukces komercyjny polskiej fantastyki sprzed piętnastu laty, gdy rodzimi autorzy i wydawnictwa szturmem odbili rynek z produkcji zagranicznych. Potem trochę się to zachwiało, przez nadprodukcję, ale i tak nasi trzymają się mocno. Wierzę, że powieść historyczna powtórzy tamten sukces, należy tylko trafiać do masowego odbiorcy.
Zakończenie pierwszego tomu Słowian domaga się szybkiej kontynuacji. Czy pracuje Pan już nad opowieścią o dalszych losach Mieszka i jego towarzyszy?
Praca twórcza idzie pełną parą, może być tylko lepiej. Czego i Państwu życzę!
Dziękuję za rozmowę.