Wojciech Dutka jest pisarzem, nauczycielem i historykiem, autorem bestsellerowych powieści historycznych. Niedawno nakładem wydawnictwa Lira ukazała się jego najnowsza książka Apokryf osadzona w czasach Cesarstwa Rzymskiego. W rozmowie z Markiem Telerem opowiada o kulisach pracy nad książką, powstaniu bar Kochby i swojej fascynacji starożytnością.
Marek Teler: W ostatnich latach wydał Pan cykl powieści osadzonych w latach 30. i 40., poświęconych dyplomacie hrabiemu Antoniemu Mokrzyckiemu: Kurier z Toledo, Kurier z Teheranu i Kurier z Tivoli. Teraz w Apokryfie powraca Pan do czasów starożytnych. Co sprawiło, że zdecydował się Pan na napisanie powieści rozgrywającej się w starożytnym Rzymie?
Wojciech Dutka: Pasja. Kilka lat temu w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej" wyraźnie mówiłem, że wrócę do Antyku, ale muszę znaleźć odpowiednią formułę dla takiej powieści. Z uwagi na zmiany kulturowe znajomość Antyku, tak greckiego, jak rzymskiego, stała się luksusem. Powiem więcej: w zanadrzu są dwie następne powieści z Antyku wzięte, tak ustaliliśmy z wydawnictwem Lira. Chciałbym stworzyć bardzo oryginalną trylogię opowiadającą o Cesarstwie Rzymskim, ale tak, jak nie dokonano tego w polskiej literaturze pop. Następna powieść w przyszłym roku, intensywnie nad nią pracuję.
M.T.: Głównym tematem powieści jest zbrojne wystąpienie Żydów przeciw Cesarstwu Rzymskiemu, które przeszło do historii jako „powstanie bar Kochby". Czy mógłby Pan opowiedzieć więcej o tym wydarzeniu?
W.D.: Jest to najbardziej tragiczne i zapomniane powstanie żydowskie, choć dla Izraela dziś z pewnością jest doświadczeniem bardzo trudnym. Powstańcy nie mieli szans. Powody powstania były dwa. Decyzja cesarza Hadriana, aby odbudować zburzoną kilkadziesiąt lat wcześniej Jerozolimę jako Aelia Capitolina, czyli miasto pogańskie, oraz wydany w niejasnych okolicznościach zakaz obrzezania, co uderzało w podstawy religii żydowskiej. Co ciekawe, powstańcy osiągnęli duży sukces, opanowując Judeę i Samarię, i jak się wydaje w pierwszej fazie pokonali wojska rzymskie w roku 132 i 133. Dopiero wówczas cesarz Hadrian ściągnął z całego Imperium ogromną armię, która zmasakrowała Izraela. Pozostałości po Jerozolimie zaorano, zbudowano Aelia Capitolina, a Żydzi nie mogli już wchodzić do miasta. O tym powstaniu opowiedziałem ostatnio w Radiu Katowice w ponad godzinnej audycji.
M.T.: W swoich książkach łączy Pan fikcyjnych bohaterów z postaciami historycznymi – w Apokryfie są to m.in. cesarz Hadrian, rabin Akiba ben Josef i wspomniany już Szymon bar Kochba. Z jakich źródeł korzystał Pan, kreśląc ich charaktery na kartach swojej powieści?
W.D.: Wszystkie postaci, które Pan wymienił, są autentyczne. Istnieje spora literatura, ale nie tak łatwo dostępna. W języku polskim istnieje tłumaczenie znakomitej biografii Hadriana pióra Anthony'ego R. Birleya, wydanej przed wieloma laty przez PIW, potem już niestety niewznawianej. O powstaniu bar Kochby jest jeszcze mniej źródeł. W języku polskim są ledwie dwie pozycje. Istnieją też źródła starożytne – przede wszystkim historia rzymska Kasjusza Diona, ostatnio odkrywane i omawiane w fachowej literaturze źródła numizmatyczne, inskrypcje. To wszystko stanowiło materialną bazę powstania powieści, ale najważniejsza jest wyobraźnia pisarza. Trzeba być, jak mi się wydaje, pasjonatem Antyku, by pisać powieści w nim osadzone. Epoka jest zbyt odległa, zbyt trudna, trzeba wejść głęboko w kontekst i za pomocą wyobraźni zbudować uniwersum.
M.T.: Głównym narratorem jest w powieści rzymski legat Sekstus Juliusz Sewer, który na łożu śmierci spowiada się synowi z popełnionych zbrodni. Dlaczego wybrał Pan właśnie formułę retrospekcji czy też – jak czytamy w opisie książki – powieści szkatułkowej?
W.D.: Powieść szkatułkowa nie jest mi obca. Napisałem tak Bractwo mandylionu. Powieść szkatułkowa jest ciekawą formą, pozwalającą na budowanie piętrowej narracji, co lubię. Pozwala różnicować bohaterów, snuć różne wątki, domykać je narracyjnie. Zawsze staram się, aby każdy z wątków został narracyjnie domknięty. Myślę, że dobrze opanowałem umiejętność zadzierzgnięcia opowieści, snucia jej, ukazywania nowych bohaterów, po to, by wieść czytelnika jak po sznurku do finału. Jednak pisząc powieści historyczne, zawsze chcę nadać im głębszy wymiar, powiedzieć za pomocą kostiumu antycznego coś ciekawego o naszych czasach. Choć nie wszyscy czytelnicy to wiedzą.
M.T.: Chociaż Pana powieść osadzona jest w starożytności, dotyka wielu ponadczasowych zagadnień i wartości jak choćby konflikty religijne. Jakie przesłanie lub jaką lekcję może z Apokryfu wyciągnąć współczesny czytelnik?
W.D.: Apokryf jest opowieścią o poświęceniu wszystkiego dla idei, życia całego narodu, całej społeczności w imię wyższego celu. Cena takiego działania jest straszna. Jednak mam też głęboka nadzieję, że zagłębiając się w karty tej powieści polski czytelnik zrozumie to powstanie. Proszę zwrócić uwagę, jak wielka jest paralela między losem Polski – tyle przegranych tragicznie powstań – i tymi nieszczęśliwymi powstaniami żydowskimi przeciwko Rzymowi. Wydaje mi się, że celowo napisałem Apokryf tak, aby ukazał zderzenie świata grecko-rzymskiego, synkretycznego i asymilującego, ze światem głębokiej religii, ale religii wykluczającej innych. Ludzie bezkompromisowi są bardzo piękni, ale w jakiś sposób ograniczeni, są więźniami swojej wiary lub swojej idei, której podporządkowali życie. Czy warto stawiać wszystko na jedną kartę, czy jednak nauczyć się – co oczywiście nie jest wcale łatwe – żyć z innymi? To są dylematy także współczesne, by nie powiedzieć o dyskusji, co robimy w Unii Europejskiej. Nie ma, zaznaczam, żadnej analogii miedzy Cesarstwem Rzymskim, opartym najpierw na podboju militarnym i politycznym, a Unią Europejską dziś. Ona zaczęła się od integracji ekonomicznej i walutowej. I już widać jak niezwykle trwałym tworem politycznym było Cesarstwo – tyle stuleci, w przypadku Unii mam poważne wątpliwości, czy przetrwa następne 50 lat.
M.T.: Akcja Pana pierwszej książki Krew faraonów rozgrywała się w starożytnym Egipcie, a Kartagińskie ostrze osadzone było w czasach wojen punickich. Co najbardziej fascynuje Pana w starożytności?
W.D.: Antyk jest moją wielką miłością, choć nigdy nieodwzajemnioną. Czasy starożytne są dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji. Również w sensie filozoficznym. Ostatnie studia filozoficzne mocno mnie w tym utwierdziły. Wydaje mi się, że w sensie kulturowym Antyk grecko-rzymski jest po prostu fundamentem świata, a wraz z chrześcijaństwem stał się też duszą Europy. I choć bardzo się oddaliliśmy od tych czasów – proszę zwrócić uwagę, że z całej antycznej muzyki zostało nam ledwie kilkadziesiąt minut zrekonstruowanych przez paleoinstrumentologów, a literatura starożytna z wyjątkiem papirusów greckich z czasów ptolemejskich i rzymskich dotarła do nas w średniowiecznych odpisach, to jednak Antyk jest niesamowitym i dla nas bardzo obcym światem. Aby napisać dobrą powieść, trzeba solidnie ów świat przestudiować. Ja się go uczę trzydzieści lat i dalej nie mam głębokiej wiedzy, choć język grecki i łaciński nie są mi obce.
M.T.: Do jakich książek sięga Pan jako czytelnik? Jacy twórcy są dla Pana źródłem inspiracji?
W.D.: Czytam przede wszystkim syntezy historyczne, biografie i literaturę faktu. Sprawia mi przyjemność klasyczna powieść sensacyjna, historyczna i obyczajowa. Pisarz, żeby pisać, musi też dużo czytać. Pochłaniam książki dalej, to jedyna rzecz, która naprawdę nigdy mi się nie znudzi. Cenię powieści Waltera Scotta, Miki Waltariego, wzorem sagi jest dla mnie Sława i chwała Jarosława Iwaszkiewicza, wracam do Jerzego Andrzejewskiego – dziś zapomnianego. Nieustannym wzorem dla mnie jest tryptyk Herberta poświęcony sztuce i kulturze, uwielbiam klasyczne już narracje Ryszarda Kapuścińskiego. W powieści historycznej nieustannie zachwyca mnie Maurice Druon i jego siedem tomów poświęconych przyczynom wojny stuletniej, lubię frazę Wilbura Smitha – choć nie we wszystkich powieściach. Z literatury skandynawskiej zaś przepadam za Henningiem Mankellem.
M.T.: Jakie są Pana kolejne plany wydawnicze – czy na razie zostanie Pan przy starożytności, czy też wróci do czasów bardziej współczesnych?
W.D.: Z moim wydawcą – wspaniałym wydawnictwem Lira – uzgodniliśmy, że teraz powinna powstać trylogia antyczna. W planie dwie następne powieści. W następnej kolejności powstanie znów kolejna trylogia – tym razem prequel do dziejów rodziny Antoniego Mokrzyckiego znanego z trylogii Kurier na tle historii Polski od XVIII wieku do niepodległości w roku 1918. Ale następną powieścią po Apokryfie będzie książka, która dla moich czytelników może być zaskakująca, będzie to powieść z pogranicza powieści historycznej, sensacyjnej, szkolnej i realizmu magicznego, poświęcona Gliwicom.
Rozmawiał: Marek Teler / Zdjęcie: Materiały prasowe
powrót