GRZEGORZ KALINOWSKI – dziennikarz, sprawozdawca sportowy, dokumentalista, pisarz. Nominowany do nagrody Telekamery „Tele Tygodnia”, Wielkiego Kalibru, laureat Złotego POCISKU w kategorii najlepsza seria kryminalna.
O historycznych bohaterach, rodzinnych wspomnieniach i powrocie do normalności z Grzegorzem Kalinowskim rozmawia Adam Podlewski
Adam Podlewski: Rok temu rozmawialiśmy o pańskiej poprzedniej powieści: Granatowym 44. Lada dzień ukaże się kolejna część przygód Wincentego Rybskiego: Wyzwolony 45. Skąd takie tempo pisarskich prac? Czy dał się Pan porwać własnej opowieści o zniszczonej Warszawie?
Grzegorz Kalinowski: Mój PESEL zaczyna się od dwóch szóstek, o jedną za mało by tempo nazwać szatańskim, ale w sam raz by mieć na koncie mnóstwo przeżyć, obserwacji, poznanych ludzi i przeczytanych książek. Zacząłem pisać niedawno i staram się zdążyć przelać te wszystkie impresje i emocje na papier. To pierwsza strona medalu, druga to tematy które mnie faktycznie porywają.
AP: Bohaterkami pańskiej powieści są „Dwie Warszawy”, ta lewobrzeżna, wymarła i niemal opustoszała i ta prawobrzeżna, w której odradza się życie, choć w swojej nowej przerażającej formie, pod władzą sowiecką. Dlaczego tak mało wiemy o tych kilku niezwykłych miesiącach z jesieni 1944?
GK: Studiowałem historię, uczyłem jej i czuję niedosyt, bo Polacy słabo ją znają, ograniczając się do kilku wielkich bitew i matejkowskich obrazów. W potoku szkolnej gonitwy za datami, jednoznacznie dobrymi bohaterami i równie wyrazistymi draniami, pomija się aspekty polityczne, społeczne i gospodarcze, a jeszcze słabiej jest ze związkami przyczynowo-skutkowymi, że coś z czegoś wynika, że nie urodziło się nagle. Moja pierwsza nauczycielka historii w Liceum Zamoyskiego, Pani Zofia Lech już na pierwszej lekcji kazała nam napisać wielkimi literami GENEZA, zaś kolejna, Anna Radziwiłł tłumaczyła nam, że historia to nie tylko wojny, to ekonomia, idee i życie codzienne. Staram się pisać o tym wszystkim co jest spłaszczane, albo pomijane, lub sprowadzane wyłącznie do spiżowego monumentu.
AP: Lubi Pan „przekazywać pochodnię” opowieści kolejnemu pokoleniu bohaterów. Czy młodszy brat Wincentego, Stasiek, też doczeka się zupełnie własnej opowieści?
GK: Na to nie wpadłem, bardzo dziękuję za podpowiedź! Czasem trzeba pisarzowi podpowiedzieć, na przykład ja namówiłem Krzysztofa Bochusa, żeby uczynił z wachmistrza Kukulki główną postać swojego gdańskiego cyklu. Co do Staśka to zabiorę się za niego, ale po kolejnych przygodach jego starszego brata oraz po dwóch kolejnych tomach Śmierci frajerom. Być może oba cykle się kiedyś splotą, a może faktycznie, po Henryku Wcisło alias Haasie, Kornelu Strasburgerze i Wincentym Rybskim przyszedł czas na Staśka? Na pewno nie będzie się nazywał Rybski, wszak pod tym nazwiskiem jest spalony, poza tym oficjalnie został pochowany.
[całość rozmowy z Grzegorzem Kalinowski w sierpniowym numerze „Skarpy Warszawskiej”]
powrót