Buddyjski mnich, absolwent zakonnej francuskiej szkoły, wielbiciel poezji Verlaine'a, komunista, marksista, współzałożyciel Partii Komunistycznej, Wielki Brat Numer Jeden, twórca najbardziej okrutnego reżimu na Ziemi. Nazywał się Saolt Sar. Ale świat zna go jako Pol Pota.
Smutne są pieśni Khmerów. Słucham ich na żywo, na darmowym koncercie na Night Market w samym sercu Phnom Penh. Każdej nocy ktoś śpiewa na estradzie pod gołym niebem, temperatura nie spada tu nigdy poniżej trzydziestu stopni. Night Market startuje po zmierzchu. Kupujesz miskę ryżu z mięsem albo curry, a potem siadasz po turecku na macie pośród setek innych ludzi i słuchasz. Grają na żywo. Nie rozumiesz ani słowa, ale smutek rozumiesz. Czy może być inaczej w kraju, w którym na każdym niemal kroku widzisz ślady łez?
Idziesz ulicą, przy krawężniku siedzą żebracy. Łatwo poznać. Nie po ubraniach, bo te są czyste i schludne. Po puszkach, które przed nimi stoją. Człowiek, który nie ma nogi, pewnie wszedł na minę. Albo ktoś, kto nie ma oczu. Nie że jest ślepy, nie ma nawet oczodołów. Czoło sięga aż do nosa. A potem mama z niemowlęciem. Najpierw myślisz, że to po prostu lalka, dziecko nie może przecież mieć głowy dwa razy większej od reszty tułowia. Ale kiedy jesteś o krok widzisz, że to prawdziwe, żywe dziecko. Oddycha. W kąciku ust bąbelek powietrza. Coraz większy i większy. Pęka ale zaraz na jego miejscu pojawia się kolejny.
Mama śpiewa cicho. Dziecku dotkniętemu syndromem Agent Orange we śnie lepiej pewnie niż na jawie.
W Phnom Penh naciągasz smutkiem jak herbata. Najtrudniej jest przy Boeung Keng Kang III numer 113. Kiedyś było to po prostu S 21, jedno ze... stu dziewięćdziesięciu sześciu tajnych więzień reżimu Pol Pota.
Zniknęły z kambodżańskiej rzeczywistości jak słowo wojna, którego nie należy wypowiadać. Khmerowie pieczołowicie przestrzegają tej zasady. Ale S 21 pozostawiono na wieczną pamiątkę. Dawny kampus szkolny otoczony opieką UNESCO to dzisiaj Tuol Seng – Muzeum Ludobójstwa. Pięć brzydkich, ale funkcjonalnych budynków w środku zwyczajnego osiedla w stolicy kraju. Mogłyby stać na Ursynowie. Pozostawiono je w takim stanie, jak w dniu, w którym armia Wietnamu pokonała wojska Pol Pota. Olejna farba płatami odchodzi na klatkach schodowych, sufity szare i brudne, ściany podrapane paznokciami więźniów. Tylko podłogi czyste, jak to w muzeum, jedynie czasem na schodach i w miejscach, gdzie powinna być fuga, między płytki wżarły się brunatne plamy. Krew wsiąka w podłogę zbyt głęboko dla lizolu.
Pełny artykuł Grzegorza Kapli możecie przeczytać w trzecim numerze „Historii bez Tajemnic".
Ilustracja: Dyktator Kambodży Pol Pot był twórcą najbardziej okrutnego reżimu w dziejach ludzkości.
powrót