Świat na celowniku to „trochę taki ekstremalny poradnik podróżniczy” – tak pisze Pan o swojej najnowszej książce. Co to znaczy?
Do napisania tej książki skłoniła mnie przede wszystkim pandemia i tęsknota za podróżowaniem. Bardzo lubię jeździć i poznawać nowe miejsca, a w moim życiu, emerytowanego już weterana, zacząłem naprawdę dużo zwiedzać. Jednak kiedy nas zamknięto, zacząłem mimowolnie wracać pamięcią do swoich wyjazdów, przeglądać zrobione wcześniej zdjęcia czy nagrane filmiki. I tak wpadłem na pomysł, że napiszę poradnik. Początkowo miał być zrobiony w takim kształcie jak dwie poprzednie moje książki, Ekstremalny poradnik treningowy i Strzelnica Navala, ale pracując nad Światem na celowniku, zacząłem opisywać takie historie, które nadawały się wyłącznie do książki podróżniczej.
Pisze Pan, że przygotowując się do wyjazdu, zawsze korzysta Pan ze schematu używanego w działaniach specjalnych: rozpoznanie, planowanie, przygotowanie, operacja i powrót do bazy. Kiedy zaczął Pan stosować taki plan w swoich podróżach i czy zawsze się on sprawdza?
Taki plan podróży mimowolnie stosuje każdy z nas, tylko tak tego nie nazywamy. Wszystko można zrobić lepiej – po prostu trzeba się do tego przygotować profesjonalnie. Mogłoby się wydawać, że planowanie nie przynosi żadnej przyjemności… ale nie jest to prawda. Jeśli sobie coś zaplanujemy, przewidzimy, dobrze się spakujemy oraz dobrze dobierzemy środki transportu, rozpoznamy teren i przygotujemy sobie na miejscu bazę, to możemy na dużo wyższym poziomie zwiedzać, bawić się i cieszyć naszym wyjazdem. Dlatego planowanie jest takie ważne i poświęcam mu tyle miejsca w mojej książce.
Która z opisywanych przez Pana wypraw w najnowszej książce była najtrudniejsza do zaplanowania?
Najtrudniejszy do zaplanowania był wyjazd do Chile na wyścig drużynowy, Ultra Race. To przypominało przerzut wojskowy i było niezwykle karkołomne pod względem logistycznym. W cztery osoby przygotowaliśmy się do tego wydarzenia, na miejscu musieliśmy dostosować się do klimatu (raz zimno, raz gorąco) i wzięliśmy udział w czymś, co
wymagało od nas wysiłku trudnego do opisania.
Jak często wraca Pan do miejsc, w których był Pan jako żołnierz jednostki GROM ? Jakie uczucia Panu wtedy towarzyszą?
Taka sytuacja miała miejsce tylko raz. W 1994/1995 roku byłem na misji pokojowej ONZ w Libanie i pamiętam ten kraj z takich scen, jakie mieli przed oczami powstańcy warszawscy. Część Bejrutu była potwornie zniszczona, wzdłuż ulic stały szeregi wypalonych szkieletów domów. Wszędzie widniały tabliczki informujące o minach. Drugi raz do stolicy Libanu przyjechałem bodajże w 2019 roku i poszedłem do portu, który niestety niedawno został zniszczony przez eksplozję kontenerowca przewożącego nawozy sztuczne. Ja miałem jeszcze to szczęście, że zobaczyłem Bejrut w rozkwicie – piękne mariny z jachtami wartymi miliony dolarów, luksusowe hotele w drapaczach chmur, szerokie stołeczne aleje. Sytuacja w Libanie nieco się uspokoiła – mniej jest posterunków policji czy wojska na ulicach. W dolinie Beeka, którą darzę szczególnym sentymentem, jest naprawdę bezpiecznie.
Czy jakieś wyjazdy turystyczne można porównać z wyjazdami na wojnę?
Na pewno w wielu miejscach występuje zagrożenie takie jak na wojnie. Wielu podróżników, którzy jeżdżą po Afryce, Azji czy Ameryce Południowej, nie zdaje sobie sprawy (albo wypiera to ze świadomości), że tam trwa konflikt, wojna domowa. Weźmy choćby Egipt: ile w tym kraju było ataków i zamachów na autobusy wycieczkowe! Spójrzmy też na Europę. Przecież i tu miało miejsce wiele ataków terrorystycznych - choćby w Paryżu, Berlinie czy Brukseli. Nikt nie powiedział, że już nigdy się nie powtórzą.
Czy są miejsca, które zdecydowanie Pan odradza na podróż turystyczną?
Tak, z pewnością odradzam Afganistan oraz dużą część Pakistanu. Bądźmy też ostrożni na Białorusi, która jest przecież bezpiecznym państwem, ale kto wie, czy ktoś z nas nie zostanie tam posądzony o działalność szpiegowską, choć w rzeczywistości pojechał sobie zwiedzić Grodno czy Mińsk? Podobna przygoda może nas spotkać także w Korei Północnej. Nasz punkt widzenia niekoniecznie musi się pokrywać z punktem widzenia władz tych krajów. Lepiej zachować ostrożność.
powrót