W latach 60. i 70., czyli w czasach PRL, doszło do kilku morderstw związanych z homoseksualnymi przedstawicielami świata artystycznego. Prasa była jednak powściągliwa w przekazywaniu informacji na ich temat.
Chociaż w Polsce Ludowej homoseksualna orientacja części polskich artystów była tajemnicą poliszynela, prasa trzymała w tajemnicy szczegóły dotyczące ich życia prywatnego. Kłopot pojawiał się, kiedy okoliczności śmierci danej osoby miały bezpośredni związek z orientacją seksualną denata. Prasa starała się wówczas wyciszać zabójstwa z wątkiem homoerotycznym w tle, sprawcy mogli zaś liczyć na łagodny wymiar kary lub nawet zupełne jej uniknięcie. O tym, jak wymiar sprawiedliwości PRL podchodził do tego typu zbrodni, można się przekonać, analizując dwa wydarzenia z przełomu lat 60. i 70. – zabójstwo artysty teatralnego i pieśniarza Karola Hanusza oraz śmierć krytyka teatralnego Mariana Kusy z rąk aktora Andrzeja Nowakowskiego.
Jestem chodzący grzech
Aktor teatralny i kabaretowy Karol Hanusz debiutował na scenie jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, a w latach 20. i 30. był jedną z największych gwiazd warszawskich teatrzyków rewiowych. Można go było podziwiać w Qui Pro Quo, Morskim Oku czy Cyruliku Warszawskim, przyjaźnił się z Eugeniuszem Bodo i Hanką Ordonówną, a w czasach kina niemego okazjonalnie pojawiał się również w filmach. Chociaż w czasie okupacji grał w koncesjonowanych przez niemieckiego okupanta teatrzykach (m.in. Kometa i Nowości), po wojnie ZASP w żaden sposób go nie ukarał, choć surowo obchodził się z dużą częścią artystów teatrów jawnych Generalnego Gubernatorstwa. W czasach PRL-u Hanusz nie tylko z powodzeniem kontynuował pracę sceniczną, ale też hucznie obchodził kolejne jubileusze: 45-lecia, 50-lecia i 55-lecia pracy artystycznej w 1956, 1961 i 1964 r. Ten ostatni – jakby wiedziony jakimś przeczuciem – obchodził dwa lata przed stosownym terminem i połączył ze swoimi 70. urodzinami.
Chociaż w dwudziestoleciu międzywojennym Karol Hanusz miał liczne grono wielbicielek, powszechnie znany był fakt, że obiektem jego fascynacji byli wyłącznie mężczyźni. W recenzjach występów artysty pisano, że elastycznie się wyginał lub nazywano go zmanierowanym piosenkarzem, lecz nigdy nie wspomniano wprost, czym owo zmanierowanie było podyktowane. Dopiero wiele lat później osoby znające artystę osobiście lub ze sceny mogły mówić otwarcie na temat jego preferencji seksualnych. Atrakcją cocktail-baru był przedwojenny estradowiec Karol Hanusz. Łysy, wygolony na zero homoseksualista z klipsem na uchu, który przedstawiał się: Jestem chodzący grzech – wspominał w wydanym w 2014 r. Pamiętniku Henryk Grynberg, który pod koniec lat 50. oglądał jego występy w Sopocie.
Ilustracja: W dwudziestoleciu międzywojennym Karol Hanusz był jednym z najpopularniejszych artystów teatrzyków rewiowych, źródło: NAC.
powrót