Jarosław Ziętara to jedyny w Polsce porwany na zlecenie i zamordowany dziennikarz. I chociaż jest to zbrodnia tak wyjątkowa, to przez niemal trzy dekady nikt nie został skazany za jej popełnienie.
Rano 1 września 1992 roku obok idącego pieszo do pracy w redakcji „Gazety Poznańskiej" Jarosława Ziętary zatrzymał się policyjny radiowóz. Dziennikarz wsiadł do niego. To był ostatni moment, gdy osoby postronne widziały go żywego. Tylko jedna z obserwujących to zdarzenie osób wiedziała, że pojazd nie należał do policji, a znajdujący się w nim trzej umundurowani mężczyźni nie mają prawdziwych legitymacji policyjnych.
Kiedy nazajutrz dziewczyna i ojciec dziennikarza zgłosili jego zaginięcie, nie przejęła się tym policja, a lokalne (wyłącznie) media odnotowały fakt zniknięcia Jarosława Ziętary dopiero po kilku dniach. W tym czasie cała Polska mówiła o innej zbrodni, którą ujawniono w tym samym dniu, w którym porwano dziennikarza – o zamordowaniu w podwarszawskim Aninie byłego PRL-owskiego premiera, Piotra Jaroszewicza i jego małżonki Alicji. Dopiero po wielu latach wyjdzie na jaw, że między zabójstwami w Poznaniu i pod Warszawą mógł istnieć pewien związek. Dziś jest między nimi jeszcze jeden łącznik – to najstarsze do dzisiaj w Polsce sprawy kryminalne, będące wciąż w biegu prawnym (w obu toczą się procesy).
Impas w Poznaniu
Sprawa zabójstwa Piotra Jaroszewicza i jego małżonki była prowadzona od początku z wielkim rozmachem i zaangażowaniem organów ścigania, niespotykanym od czasu zmiany ustroju w 1989 roku. I chociaż można wytykać policji i prokuraturze wiele błędów, to nie da się zarzucić niechęci do jej wyjaśnienia. A tak było przez wiele lat w sprawie Ziętary, póki prowadzono ją w Poznaniu.
Pierwsze śledztwo w sprawie dziennikarza wszczęto dopiero po roku od jego porwania pod presją rodziny, poznańskich dziennikarzy i Rzecznika Praw Obywatelskich. W 1994 roku, w tym samym czasie, gdy poznańska prokuratura wbrew faktom dążyła do umorzenia sprawy Ziętary z powodu... nie stwierdzenia przestępstwa, warszawska prokuratura kierowała do sądu akt oskarżenia dotyczący zabójstwa byłego premiera. Wprawdzie rozpoczęty wtedy proces zakończył się w 2000 roku porażką śledczych, ale niewątpliwie już 3 lata od zbrodni podjęli oni zdecydowaną próbę doprowadzenia sprawy do sądowego finału, na co w przypadku zabójstwa dziennikarza trzeba było czekać aż ponad... 23 lata.
Ilustracja: Jarosław Ziętara na jednym z ostatnich zdjęć. Repr. Krzysztof M. Kaźmierczak.
powrót